- Znowu nie było zabawy. Zamiast tego są męczarnie i zaczyna się pojawiać frustracja - powiedział Kamil Stoch, który w sobotnim konkursie w Bad Mitterndorf, zajął 17. miejsce. Kosmiczny skok bliski rekordu! Rywal nie mógł uwierzyć. Co za reakcja! Kamil Stoch: wiem co nie działa, ale nie wiem dlaczego Po każdym jego skoku widać było zrezygnowanie. Zapytany o to, co się dzieje, odparł: - Wiem, co nie działa, ale nie potrafię stwierdzić, dlaczego tak się dzieje. Przykro mi z tego powodu, bo przyjechałem z zamiarem czerpania satysfakcji z lotów, a jest odwrotnie. Stoch nie zwalał niczego na warunki. Przyznał szczerze, że jeśli ktoś dobrze się czuł tego dnia na skoczni, to mógł latać naprawdę daleko. Widać było, że Stoch bardzo przeżywał to, co się dzieje na austriackim "mamucie". Tym razem nie poczekał na skok Piotra Żyły, który walczył o podium, by razem z nim celebrować ewentualny sukces. - Z dnia na dzień poprawiamy pewne rzeczy u Kamila, który musi je wprowadzić w życie. Jestem pewien, że tym drugim skokiem w konkursie zrobił krok do przodu. Na pewno jednak to nie jest to, czego wszyscy oczekujemy i co Kamil Stoch potrafi - ocenił trener Thomas Thurnbichler w rozmowie z Interia Sport. Kamil Stoch i Kulm, czyli trudna miłość Kamil Stoch i Kulm to trudna miłość. W 2018 roku Stoch przyjeżdżał do Bad Mitterndorf po wygraniu wszystkich konkursów Turnieju Czterech Skoczni i całej imprezy. Był w wielkiej formie, a jednak na Kulm zajął wówczas 21. miejsce. Zresztą Stoch z tym miejscem ma wiele złych wspomnień. Najboleśniejsze miało miejsce w 2016 roku. Na tym obiekcie odbywały się wówczas mistrzostwa świata w lotach. Nasz mistrz nie przebrnął kwalifikacji. Ze łzami w oczach udał się wówczas do szatni, a potem - nie zdejmując gogli - opuścił obiekt i udał się do hotelu. Wydawało się, że wyjedzie z Bad Mitterndorf, ale jednak został. W konkursie indywidualnym był... przedskoczkiem. Wystąpił potem w konkursie drużynowym, w którym nasza ekipa zajęła piąte miejsce. Pierwsze zderzenie z tym nieco przerażającym mamutem też było bolesne dla 18-letniego wówczas Stocha. W 2006 roku na Kulm odbywały się mistrzostwa świata w lotach. Stoch zajął w nich 35. miejsce. Już po pierwszej z czterech serii skoków zakończyła się dla niego przygoda z tą imprezą. Nasz skoczek zawiódł też w rywalizacji drużynowej, choć nie tak jak Robert Mateja, który uzyskał wówczas tylko 90 metrów. Polska, jako jedyna drużyna, nie awansowała wówczas do drugiej serii konkursu, zajmując dziewiąte miejsce. W 2020 roku Stoch był bardzo blisko podium. W jednym z konkursów, zresztą jednoseryjnym, zajął czwarte miejsce. Te zawody to była farsa. Zwłaszcza w końcówce drugiej serii, kiedy ważyły się losy wygranej. Po skoku Stocha na 159. metr w drugiej serii zawody zostały przerwane i za ostateczne wyniki uznano te po pierwszej serii. Wtedy też jednak padły z ust Stocha słynne słowa do kamery: "No i co, panie Borku?" Stoch ma też lepsze wspomnienia. Jak choćby to z 2012 roku, kiedy jedyny raz stanął na podium na Kulm, zajmując trzecie miejsce. Tyle że wtedy zaginęło gdzieś trofeum, jakie otrzymał. Z Bad Mitterndorf - Tomasz Kalemba, Interia Sport