Okazuje się, że poprzednio taka przykrość skoczka z Zębu spotkała prawie osiem lat temu. Dokładnie 31 stycznia 2015 roku w Willingen, kiedy to reprezentacja Polski nie weszła do drugiej serii konkursu drużynowego. "Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, trzeba wyciągnąć wnioski. Miałem za krótkie rękawy, one czasami się kurczą, ale tym razem chyba źle wyszły z fabryki i nikt tego nie sprawdził. Dzisiaj ta długość się nie zgadzała, a ja byłem w kompletnym szoku, w jeszcze większym kontroler, bo u mnie takie rzeczy się nie dzieją" - mówił Stoch dla skijumping.pl 35-latek zajął w niedzielę 29. miejsce. Zdecydowanie lepiej poradzili sobie jego koledzy. Konkurs wygrał Dawid Kubacki, który był najlepszy w obu seriach, a w sumie w drugiej mieliśmy aż siedmiu "Biało-Czerwonych". Skoki narciarskie. Kamil Stoch trzeci w klasyfikacji letniej Grand Prix "Z mojej strony pojawiło się wiele błędów. Nie zamykałem skoków za progiem, przez co nie dawałem sobie szansy, aby się wynieść, co jest tutaj kluczowe. Świetnie to robi Dawid. Inna sprawa to brak kontroli sprzętu i skończyło się tak, a nie inaczej - dodał Stoch. Kubacki prowadzi w klasyfikacji generalnej cyklu Grand Prix z 280 punktami. Drugi jest Austriak Manuel Fettner (210), a trzeci Stoch (182). Zakończenie nastąpi za tydzień w niemieckim Klingenthalu, gdzie odbędzie jeden konkurs indywidualny (2 października), a także konkurs mikstów.