"Kamil powinien wycofać się z rekordu skoczni w Planicy, wiedząc czy skok był ustany czy nie" - apeluje Evensen, który po analizie zapisu wideo nie akceptuje, by wicelider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata legitymował się rekordem mamuciej skoczni Letalnica w Planicy. Norwegowie są zdania, że wszelkie wątpliwości rozwiewa precyzyjny boczny kadr, który dokładnie ilustruje, że w momencie głębokiego przysiadu po wylądowaniu, Stoch nieprzepisowo dotknął podłoża trzecim punktem podparcia. W takiej sytuacji sędziowie powinni orzec, że lądowanie nie było właściwe, a tym samym rekord nie powinien zostać uznany. Na poparcie swojej opinii, prezentują zrzut ekranu z materiału telewizyjnego. Tymczasem arbitrzy z wysokości wieżyczki sędziowskiej nie dopatrzyli się, by skoczek z Zębu podparł skok, wobec czego uznali go za ustany i rekordowy. Pikanterii sprawie dodaje dwugłos samego zainteresowanego Stocha, który w pierwszym wywiadzie na antenie Telewizji Polskiej przyznał, że jego lądowanie nie było idealne. "Trochę zahaczyłem tyłkiem, ale przy takiej odległości, gdy spada się z tak wysoka przy prędkości ponad 140 km/h, trudno utrzymać się na nogach" - tłumaczył dwukrotny mistrz olimpijski. Tymczasem później, w rozmowie z pozostałymi dziennikarzami, Orzeł Stefana Horngachera przedstawił inną optykę na zaistniałą sytuację. Na pytanie, czy dotknął jakąś częścią ciała zeskoku, odparł: "A kto powiedział, że szorowałem? Jakie to ma znaczenie? Wylądowałem, ustałem, rekord jest". AG