Do Klingenthal Polacy pojechali w odświeżonym składzie, bez Aleksandra Zniszczoła i Kamila Stocha, których zastąpili Maciej Kot oraz Andrzej Stękała. Po piątkowej sesji treningowej można było z optymizmem patrzeć w przyszłość. Niestety, w konkursach głównych nie było już tak dobrze. Podopieczni Thomasa Thurnbichlera znów zajęli odległe miejsca. Najlepiej radzili sobie Piotr Żyła i Dawid Kubacki, ale nawet oni nie zdołali ani razu wywalczyć miejsca w pierwszej dziesiątce. Trudna sytuacja zdawała się leżeć na sercu "Wewiórowi". Zwykle uśmiechnięty skoczek tym razem nie tryskał humorem. Na pytania dziennikarzy odpowiadał zdawkowo, jakby od niechcenia. Gdy Kacper Merk z Eurosportu starał się wyciągnąć od niego coś więcej, rzucał półsłówkami i wzruszał ramionami. Głos w sprawie postawy podopiecznego zabrał Thomas Thurnbichler. Bardziej rozmowy był Kubacki. "Po tym drugim niedzielnym skoku była wielka złość. Są jednak powody do niej. To nie będzie przyjemny wieczór dla nas wszystkich" - szczerze przyznawał. "Po tym dobrym piątku coś się potem pomieszało i nie działało już tak fajnie. Mimo że w niedzielę moje skoki były dużo płynniejsze z progu, to brakowało efektu. Nie było energii, która pozwalałaby się napędzić, by na dole odlecieć. To jest największy brak w moich skokach na ten moment" - dodawał. Wcześniej zdradził, że na zawodach w Niemczech w ogóle mogło go nie być. Austriacki szkoleniowiec miał zasygnalizować mu bowiem, by powiedział "pas", poszedł śladem Stocha i skupił się na razie na spokojnych treningach, a nie na startach w Pucharze Świata. "Mustaf" jednak nie był skłonny przystać na propozycję. Po konkursie w Klingenthal wytłumaczył się ze swojej decyzji. Cała prawda Adama Małysza na temat Kamila Stocha. Wielki mistrz bez ogródek Dawid Kubacki powiedział "nie" propozycji Thomasa Thurnbichlera. "Ja się uparłem" "Trener myślał o tym, żebym tu nie przyjeżdżał, a ja się uparłem, że chcę tutaj przyjechać. Tyle" - potwierdził przed kamerą Eurosportu Dawid Kubacki, zaraz po niedzielnym konkursie w Klingenthal. I od razu wyjaśnił, skąd tak twarde postawienie sprawy. Nie po to tyle przygotowywał się do nowego sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich, by teraz się wycofać. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ani on ani jego koledzy z kadry nie prezentują w tym momencie takiego poziomu, do jakiego przyzwyczajeni są i jaki chcieliby oglądać kibice. "Ale też uważam, że przełączając się na treningi z zawodów, niby się coś naprawi, ale później się przyjeżdża na zawody z niewiadomą, jak to się w ogóle sprawdzi" - mówi. Teraz na polskich skoczków czekają zawody w Engelbergu (16-17 grudnia), a wcześniej treningi w Polsce. Po środowej sesji Thomas Thurnbichler zdecyduje, kto będzie reprezentował Polskę w Szwajcarii. Najbliższe dni będą zatem kluczowe. "Widać, że wciąż popełniamy zbyt wiele błędów. Myślę, że przydałoby się nam potrenować. Niestety, w ostatnim tygodniu nie było to możliwe. Ale potrenujemy w następnym tygodniu. Musimy stawić czoła naszym problemom" - podsumował szkoleniowiec przed kamerą PZN. Czas na akcję ratunkową dla skoczków. Thomas Thurnbichler: to jest moja praca