Zwycięzca z Engelbergu zajął w stolicy Norwegii dopiero 43. miejsce. Nie szukał usprawiedliwień, nie narzekał na pogodę, tylko wyrzucił z siebie całą złość. - Jak nie idzie i popełnia się błędy, to nie ma się też szczęścia do warunków. Przelicznik taki jest i nie ma co na niego zwalać winę. Jak wygrywałem w Engelbergu to nawet na niego nie patrzyłem. - Co z tego, że wiało mi w plecy, przecież to zawodnik skacze a nie skocznia. Sam spisałem się poniżej oczekiwań i poziomu, na którym powinienem się prezentować. Jednym słowem, wstyd. - Moje problemy ciągną się już od dłuższego czasu. Nie skacze mi się dobrze. Oprócz pozycji dojazdowej także odbicie nie jest takie jakbym chciał. Przede wszystkim potrzebuję spokojnego treningu, a ostatnio nie miałem ku temu możliwości, bo cały czas były zawody. - Faktycznie dużo skakaliśmy przez ostatnie dwa tygodnie, ale bardziej jestem zmęczony psychicznie. Ciąży to, że skacze się poniżej możliwości i zajmuje się takie miejsca jak w niedzielę. Człowiek chce a nie może i to jest frustrujące - W poniedziałek mamy wolne. W piątek czekają nas mistrzostwa świata w lotach. Jak mam na nie w ogóle pojechać, to nie mogę być w takiej formie jak teraz. Na pewno nie odpuszczę sobie treningu, bo jeśli mam wystartować i prezentować się podobnie jak w Skandynawii to lepiej, żebym siedział w domu z dzieckiem i żoną i oglądał coś w telewizji, ale na pewno nie skoki, bo mam już ich trochę dość. Krzysztof Oliwa, Oslo