Do rozpoczęcia igrzysk zostało niespełna cztery miesiące. Z poprzednich zimowych zmagań olimpijskich "Biało-czerwoni" przywieźli sześć krążków, z czego dwa złote zdobył Stoch, a jeden - w biegu na 10 km techniką klasyczną - Justyna Kowalczyk. "Przed rozpoczęciem rywalizacji w Pjongczangu możemy mówić tylko o szansach medalowych. W złożonych na sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki materiałach - jako PZN - wskazaliśmy cztery: w dwóch konkursach indywidualnych i drużynowym w skokach oraz w biegu na 30 km Justyny Kowalczyk. Ciągle uważam, że to jest możliwe. Oprócz tego, będziemy mieli co najmniej sześć szans na miejsca 4-8. Liczymy, że nam się to uda" - zaznaczył Tajner. Jego zdaniem obecna sytuacja w sportach narciarskich w porównaniu z tą na kilka miesięcy przed igrzyskami w Soczi różni się znacząco, a widać to zwłaszcza na przykładzie skoków. "Teraz to jest maszyneria, która się kręci w oparciu o potencjał sportowy naszych zawodników, bardzo wysoki potencjał sportowy. To taka maszyneria o charakterze technologicznym, można powiedzieć. Napędzana profesjonalizmem i właściwym podejściem do zawodników. W procesie treningowym dużo większe znaczenie ma odpoczynek. Wszystko to się jakoś powywracało. Kontrola treningu i kontrola dyspozycji zawodnika ma większe znaczenie niż sam trening" - podkreślił. Jak dodał, teraz jest też znacznie większe prawdopodobieństwo, że polscy sportowcy osiągną sukces w zmaganiach olimpijskich. "Przed Soczi nie było tej pewności, była nadzieja. Że jest poziom, że to się może uda. Obecnie większa grupa naszych zawodników będzie walczyć o medale. Poza tym ten sposób przygotowań, uporządkowany, ułożony już do samego startu w Pjongczangu. Prawdopodobieństwo zdobycia krążków - a skoczkowie będą walczyć o to indywidualnie i drużynowo - jest większe i dotyczy czterech zawodników, którzy wystartują, a nie jednego - gdzie 'uda się albo się nie uda'" - argumentował szef PZN. Według niego jednak owe większe prawdopodobieństwo - zwłaszcza w przypadku Stocha - nie przekłada się na większą presję. "Dobre jest to, że rozkłada się ona na grupę skoczków. Presję mógł czuć Adam Małysz czy w przeszłości Kamil, choć w Soczi nikt od niego nie wymagał złota. Mówiło się wtedy o tym, żeby choć zawalczyć o coś. Teraz jego też nie urządza byle wynik, chce powtórzyć swój sukces. Tak to jest ze złotymi medalistami. A mamy jeszcze pozostałych zawodników. Myślę, że presja jest rozłożona, więc Kamil nie będzie w tym sam" - podsumował. Niedawno w całym cyklu Letniej Gran Prix - jako trzeci Polak w historii - triumfował Dawid Kubacki. Tajner sądzi, że 27-letni skoczek pokaże się z dobrej strony również zimą. "Triumf w LGP to określenie, wyznaczenie poziomu sportowego. Dawid to zrobił, nawet jeśli teraz nieco obniży go, to zostanie w ścisłej czołówce. Z drugiej strony, skacząc na torach lodowych, powinien utrzymać ten poziom. Liczę na to, że Stoch - jako skoczek typowo 'zimowy' - będzie absolutnie najlepszy w naszej grupie, ale będzie mocno wspierany przez Kubackiego, Macieja Kota i Piotra Żyłę, którzy są równorzędni Kamilowi, ale nie są tak bardzo +zimowymi+ zawodnikami jak on" - ocenił. Rok temu pracę w związku jako dyrektor sportowy ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej rozpoczął Małysz. Jego zaangażowanie chwalili już nieraz zarówno szef PZN, jak i trenerzy oraz zawodnicy. "To nie tak, że jest on teraz nie do zastąpienia, ale wykonuje bardzo dobrą pracę. Wypełnia tę pustkę, która była przedtem między mną prezesem a grupami sportowymi. Mamy teraz takie osoby także w innych blokach dyscyplin i bardzo dobrze to funkcjonuje. A dodatkowo Adam Małysz to Adam Małysz, nie tylko dyrektor sportowy. Wyobrażam sobie funkcjonowanie związku bez niego, ale z drugiej strony po co, skoro go mamy?" - skwitował z uśmiechem Tajner. Igrzyska w Pjongczangu odbędą się w dniach 9-25 lutego. Agnieszka Niedziałek