- Taki produkt - dobrze obudowany - dałoby się fantastycznie sprzedać w transmisji. Skocznie mamy. Gdyby za wygraną było do wzięcia np. 10 tys. euro i trochę mniej za pozostałe miejsca na podium, to jestem przekonany, że w terminie poza ważnymi zawodami FIS, najpierw w ciągu lata, chęć udziału zgłosiłoby wielu zagranicznych skoczków - powiedział sekretarz generalny PZN w rozmowie z TVP Sport. Skoki narciarskie: PZN proponuje rewolucyjną zmianę Jak miałoby to wyglądać w szczegółach? Założenia są proste. Po kwalifikacjach do konkursu głównego wchodziłoby 32 skoczków, którzy następnie rywalizowaliby w parach. Słabszy żegnałby się z rywalizacją, a zwycięzca przechodził do kolejnej rundy, aż do wyłonienia finałowej dwójki i wielkiego finału. Taki format sprawdza się w innych zimowych dyscyplinach, np. w snowboardzie czy w nieco zmodyfikowanej formie w biegach narciarskich. Na razie mowa oczywiście tylko i wyłącznie o imprezach komercyjnych, bo FIS nie rozważa takiego pomysłu. Mimo to sama idea wydaje się ciekawa, a PZN chciałby spróbować już wiosną 2023 roku. Czytaj także: Żyła zaskoczył przed Turniejem Czterech Skoczni Czy zatem takie zawody są realne? - Po pierwsze, gwiazdy skoków musiałby ściągnąć sponsor, który wyłożyłby na stół ciekawe premie finansowe. A to da się zrobić, pod warunkiem, że konkurs zechciałaby pokazać telewizja. I to są dwa podstawowe argumenty, reszta to tylko trochę wysiłku przy przygotowaniach - tłumaczył Winkiel.