Pius Paschke już w poprzednim sezonie Pucharu Świata wysłał do świata sygnał, że jego forma jest wysoka i trzeba się z nim liczyć. To właśnie w grudniu 2023 roku Niemiec pierwszy raz w swojej historii startów stanął na najwyższym stopniu podium. Miało to miejsce w Engelbergu na skoczni Gross-Titlis-Schanze, którą wyjątkowym uczuciem od zawsze darzy, choćby Kamil Stoch. Ostatecznie w perspektywie całego sezonu niewiele to jednak finalnie dało. Życiowy wynik Wąska w Zakopanem. Polak zdradza. "Był stres u góry" Paschke bowiem zakończył rywalizację na 10. miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Tamten wynik stanowił jednak podstawę do myślenia o czymś więcej i jak się okazało po przepracowaniu lata Paschke w nowy sezon wszedł w sposób arcyimponujący. Przed sezonem z obozu Niemców dobiegały bowiem głosy, że jeśli któryś z podopiecznym Stefana Horngachera ma być tym, który powalczy o Kryształową Kulę, to będzie nim Andreas Wellinger, który podobno prezentował świetną formę. Dużo pracy przed Horngacherem. Paschke musi odnaleźć formę Jak się okazało mistrz olimpijski faktycznie jest niezły, ale nie na takim poziomie, jakiego od niego oczekiwano. Na lidera niemieckiej kadry sensacyjnie wyrósł właśnie Pius Paschke, który z pewnością był jedną z największych niespodzianek początku sezonu. Wydawało się, że to właśnie niespełna 35-letni skoczek będzie tym, który przełamie niemiecką niemoc w Turnieju Czterech Skoczni i wygra tę imprezę jako pierwszy reprezentant kraju od czasów Svena Hannawalda. Paschke po przerwie na święta Bożego Narodzenia wrócił na skocznię odmieniony, ale zdecydowanie nie była to odmiana, jakiej by oczekiwał. Był bowiem zdecydowanie słabszy, ale jeszcze był w stanie bić się o czołową lokatę w klasyfikacji generalnej imprezy. Ostatecznie zakończył ją na szóstym miejscu. Prawdopodobnie pod takim wynikiem jeszcze pod sezonem mógłby się podpisać, ale oczywiście z perspektywy czasu Niemiec miał prawo czuć rozczarowanie. Wielka wpadka w Zakopanem. Działacze zapomnieli o polskim medaliście Szansą na poprawę dyspozycji miały być konkursy w Zakopanem, ale nic bardziej mylnego. Stało się wręcz odwrotnie. Paschke od pierwszej próby na Wielkiej Krokwi nie był w stanie pokazać poziomu, który oglądaliśmy od początku tego sezonu. To bardzo łagodne określenie. Jego skoki były zwykłym rozczarowaniem, a występ w niedzielnym konkursie indywidualnym śmiało może stanowić swego rodzaju podsumowanie tego, co działo się z 34-latkiem. Podopieczny Stefana Horngachera nie wszedł nawet do drugiej serii i mógł jedynie spuścić głowę. Po weekendzie w Polsce były lider Pucharu Świata wciąż plasuje się na podium Pucharu Świata, ale jego przewaga nad trzecim Stefanem Kraftem jest już bardzo mała, bo wynosi ledwie 53 punkty. Z kolei strata do uciekającego Daniela Tschofeniga to już 208 oczek. Teraz niewątpliwie celem Stefana Horngachera i Piusa Paschke jest przygotowanie dyspozycji na mistrzostwa świata, które odbędą się pod koniec lutego tego roku. Nadchodzący weekend na skoczni do lotów narciarskich niekoniecznie może w tym pomóc.