Przed wtorkowym konkursem w Lillehammer kibice skoków narciarskich mogli mieć obawy, czy uda się przeprowadzić go zgodnie z planem, bowiem seria próbna została najpierw przesunięta z 15:10 na 15:25, a chwilę później w ogóle ją odwołano. Główna rywalizacja przebiegła jednak zgodnie z planem, bez dłuższych przerw, choć kilku zawodników musiało nieco dłużej czekać na zielone światło od Borka Sedlaka. Pierwsza seria zdecydowanie rozczarowała polskich fanów. Najlepszym z podopiecznych Thomasa Thurnbichlera był w niej Kamil Stoch (126 m i dopiero 15. miejsce). 23. lokatę zajmował Aleksander Zniszczoł, a tuż za nim plasował się Dawid Kubacki (obaj po 121,5 m), który był największą negatywną niespodzianką na półmetku zmagań. W trzeciej dziesiątce znaleźli się jeszcze Piotr Żyła i Paweł Wąsek (odpowiednio 25. i 29. pozycja). Jedynym z Biało-Czerwonych, który nie przebrnął do finału był Jakub Wolny (113,5 m, 35. miejsce). Prowadził Stefan Kraft, który po kapitalnym skoku na 138,5 metra wyprzedzał aż o 8,8 pkt drugiego Halvora Egnera Graneruda. Za ich plecami znajdowali się Ziga Jelar, Michael Hayboeck, Markus Eisenbichler i Timi Zajc. Co ciekawe, dopiero 27. lokatę zajmował Anze Lanisek. Aż trzech zawodników zostało zdyskwalifikowanych - Maximilian Steiner, Artti Aigro i Kristoffer Eriksen Sundal. PŚ w Lillehammer: Nieudany konkurs polskich skoczków W rundzie finałowej Polacy musieli włączyć tryb ataku, jednak nie wyszło im to. Nie wzięli przykładu z Manuela Fettnera, który z szesnastej pozycji przesunął się aż na trzecią dzięki osiągnięciu aż 138 metrów. Swoje miejsce poprawił tylko Kubacki, kończąc zawody na 19. lokacie. Stoch pozostał na 15., a Wąsek na 29. Z kolei Zniszczoł spadł na 26. miejsce, a Żyła na 27. Stefan Kraft nie utrzymał prowadzenia i przegrał z Halvorem Egnerem Granerudem o 2,3 pkt. Podium uzupełnił wspomniany Fettner, a za jego plecami znaleźli się Daniel Tschofenig, Karl Geiger i Johann Andre Forfang.