Po konkursach w Lillehammer i Ruce Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, nie tracił cierpliwości, ale wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie jest do końca zadowolony z postawy naszych skoczków.W rozmowie z Interia Sport mówił, że spokojnie czeka do tego, co wydarzy się w Engelbergu, bo tam poznamy wartość naszej kadry. Jednocześnie Małysz w rozmowie z innymi mediami mówił, że w Wiśle chciałby zobaczyć dwóch naszych skoczków w "10". To był też cel Thomasa Thurnbichlera. Austriak nie krył się z tym. Niestety cel nie został osiągnięty, choć bardzo blisko "10" byli Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. To oni w tym sezonie ciągną naszą kadrę, podczas gdy nasi wielcy mistrzowie mierzą się ze swoimi problemami. - Z jednej strony bardzo się cieszę, że Paweł i Olek stali się takimi naturalnymi liderami tej drużyny, ale jednocześnie martwi mnie dyspozycja starszych zawodników, czyli Piotrka, Dawida i Kamila. Bo wiemy, na co ich stać i że powinni być w zupełnie innym miejscu. Pocieszające jest, że bardzo mało brakowało Pawłowi, żeby wskoczyć do "10". Nie jest fatalnie, nie jest źle, ale też nie jest super dobrze. Chciałoby się, żeby ten poziom był lepszy - mówił Adam Małysz. Najlepszy weekend w karierze Pawła Wąska. Zatankował do pełna bak pewności siebie Adam Małysz o przyszłości Thomasa Thurnbichlera. "Ciągle toczymy rozmowy" Czego zatem brakuje naszym skoczkom? - Rozmawiam z Thomasem Thurnbichlerem, czy Alexandrem Stoecklem, z którym dyskutujemy po różnych konkursach i wszyscy widzimy, że zmieniła się technika. Zawsze ciężej będzie tym starszym zawodnikom, bo zmieniony został trochę sprzęt i on preferuje zawodników, którzy atakują i idą do przodu. Wtedy nakręca ich i dzięki temu lecą szybciej. Tak robią właśnie Austriacy, Norwegowie. Nasi zostali w stylu niemieckim, który przyprowadził tu Stefan Horngacher. Polega on na pchaniu mocno w próg i odbiciu. To powoduje, że zaczyna brakować prędkości w drugiej fazie lotu. To ma Aleksander Zniszczoł, ale też Jakub Wolny. Oni jednak nie odbijają się tak jak najlepsi. Ich styl preferuje wiatr pod narty. Wtedy są w stanie odlatywać. Najbliżej tego nowego stylu jest Paweł Wąsek. Reszta zawodników w drugiej fazie jest za bardzo za nartami. Nie mają przeciągnięcia i potem brakuje odległości na dole - tłumaczył Małysz. - Paweł ma niesamowity potencjał. Jeszcze niedawno miał duże problemy, bo na skoczniach czuł strach. Dzisiaj staje się liderem kadry. Mam nadzieję, że w końcu znajdzie się na podium, bo to da mu jeszcze większego kopa - dodał. Prezes PZN zapytany o to, czy konkursy w Wiśle go uspokoiły, choć cel nie został wykonany, odparł: - Takie było nasze marzenie, by w Wiśle znalazło się dwóch Polaków w "10". Wiedziałem, w jakim miejscu jesteśmy po Lillehammer i Ruce. W tym momencie jest 8-9 zawodników, którzy są naprawdę mocni w Pucharze Świata. Nam brakowało do nich kilka metrów, ale nasi skoczkowie zbliżyli się do nich bardzo. Nie możemy być jednak w stu procentach zadowoleni z tych wyników. Przed nami jeszcze wiele rozmów, co zrobić, by było lepiej. Musi być lepiej, bo kadra skoczków ma w tym momencie wszystko to, czego potrzebuje. Mają jednego z najlepszych trenerów na świecie Alexandra Stoeckla, który jest dyrektorem sportowym i koordynuje to, co dzieje się w naszych skokach. Przyszedł Maciek Maciusiak, który zawsze wyciągał zawodników z różnych sportowych opresji. Mamy Mathiasa Hafele, czyli gościa od sprzętu, o którym mówiło się, że jest najlepszy na świecie. Trudno zatem powiedzieć, że coś w sprzęcie jest nie tak, choć coraz częściej zaczynam to słyszeć. Rok temu o tej porze toczyły się dyskusje na temat, czy Thurnbichler nadal będzie trenerem. Dość szybko - jako PZN - zapewniliście go, że macie do niego pełne zaufanie. Teraz sezon jest o wiele lepszy niż rok temu. Czy to znaczy też, że nie ma już takich dyskusji dotyczących przyszłości Austriaka? Z Wisły - Tomasz Kalemba, Interia Sport