Kot to zawodnik, który na swoim koncie ma wygrane w konkursach Pucharu Świata. Jedną z nich odniósł na Okurayamie w Sapporo, w lutym 2017 roku. Niespełna sześć lat później jego kariera znajduje się w zupełnie innym miejscu. Dość powiedzieć, że w tym sezonie tylko raz (na dwie próby) wywalczył sobie prawo startu w PŚ, a gdy już to zrobił, zakończył rywalizację w Wiśle na... 50. pozycji. Słaba forma Macieja Kota 31-latek startuje przede wszystkim w Pucharze Kontynentalnym. Błysku wciąż jednak nie widać: dotychczas najlepszym wynikiem było dla niego 10. miejsce, wywalczone na skoczni w Ruce. Polak z pewnością liczył, że karta odwróci się podczas wyprawy do Japonii, gdzie odbyły się aż trzy konkursy, ale tak się nie stało. Pierwszy z nich zakończył dopiero na 25. pozycji w gronie zaledwie 44 sklasyfikowanych skoczków (większość niemieckiej kadry nie skakała, gdyż nie dotarł jej sprzęt). W niedzielę zajmował 35. i 17. miejsca. Co ciekawe - podczas pierwszego z odbywających się tego dnia konkursów przegrał z 50-letnim Noriakim Kasai, który był 34. Nic zatem dziwnego, że u Kota trudno o optymizm. Wyraz temu dał, publikując gorzki wpis w sieciach społecznościowych. - Kraj kwitnącej wiśni... szkoda że nie formy - napisał, dołączając zdjęcie spod Okurayamy z Andrzejem Stękałą. Honoru naszej kadry podczas wyprawy do Japonii bronił Tomasz Pilch, który w drugim z trzech konkursów zajął drugie miejsce. Kot na punkty klasyfikacji generalnej Pucharu Świata czeka od ponad dwóch lat. Ostatni raz zdobył je na początku sezonu 2020/21 w Niżnym Tagile (był 25.).