Głupia dyskwalifikacja w Wiśle. Dawid Kubacki zabrał głos
- Siku mi się chce, bo nie można między seriami - zagaił do dziennikarzy Dawid Kubacki po sobotnim konkursie duetów w Pucharze Świata w skokach narciarskich zaliczanym do PolSKIego Turnieju. To było poniekąd nawiązanie do głupiej dyskwalifikacji Włocha Giovanniego Bresadoli, który został zdyskwalifikowany za wejście do szatni między seriami tego dynamicznego konkursu.

Konkurs duetów jest dynamiczny i ma to do siebie, że nie można ściągnąć kombinezonu. Można jedynie buty, bo w tych skokowych trudno byłoby się poruszać. Zawodnicy nie oddają też serwismenom nart i startują na takich, jakie otrzymają przed konkursem.
W drugiej serii konkursowej Włoch Giovanni Bresadola zapomniał się i wszedł na chwilę do szatni. Od razu nałożono na niego dyskwalifikację.
Kubacki zapytany o to, czy właśnie tak spieszno mu do toalety, bo w czasie konkursu jest z tym problem, odparł:
Nie wiem, czy przepisy w ogóle takie coś przewidują. To jest pewnie kwestia interpretacji. Nie wiem, czy wizytę w toalecie sędziowie potraktowaliby jako wejście do szatni. Oczywiście śmieję się z tego, że nie mogę tutaj wytrzymać. To był żart. Trzeba się jednak pilnować, żeby głupoty nie zrobić, bo taka jest specyfika tego konkursu. Nie wolno zmienić kombinezonu. W normalnym konkursie to nie jest problem
- Nie wiem, czy kolega z Włoch zrobił to umyślnie, czy nie. Może nie wiedział, że nie może pójść do szatni. To była głupia dyskwalifikacja - dodał.
I od razu wrócił myślami do historycznej, bo pierwszej rywalizacji duetów w Lake Placid. Tam Polacy - Piotr Żyła i Dawid Kubacki - triumfowali. Jak się jednak okazuje, omal nie zostali tam zdyskwalifikowani.
- Nasz fizjoterapeuta jechał bowiem w tym samym wagoniku, co my, do góry. Podobno nie wolno było, bo można byłoby dokonać jakiejś manipulacji. Tyle że nikt o tym nie wiedział - powiedział Kubacki, który przyznał, że informacje o zasadach konkursu zawsze przekazują im trenerzy.
Nasz skoczek ocenił też swoją pracę w sobotę, bo to była kontynuacja tego, nad czym pracuje od pewnego czasu.
- Tę pracę wykonałem w trzech czwartych, licząc serię próbną. W pierwszej serii popełniłem delikatny błąd na progu i było zbyt późno. Nie było przez to płynnego ruchu. Ten skok był szarpany. W drugiej serii oddałem chyba najlepszy skok w Wiśle. W trzeciej serii skok wydawał się w porządku, ale na dole zabrakło warunków - opowiadał.
W sobotę w Wiśle padł nowy rekord skoczni. Pobił go Niemiec Andreas Wellinger, który skoczył aż 144,5 metra.
- Po przebudowie skoczni, kiedy na nią spojrzałem, to uznałem, że spokojnie można tutaj skoczyć 140 metrów z telemarkiem. Ten konkurs pokazał jednak, że można i nawet dalej, ale jeszcze bez telemarku. Myślę, że przy dobrych warunkach - wyższej belce i wietrze pod narty na dole - można będzie poprawić ten rekord - zakończył Kubacki.
Z Wisły - Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:












