Ostatnie lata nie są dla Forfanga zbyt udane. Na podium konkursu Pucharu Świata stał on po raz ostatni w 2018 roku, a część fanów mogła zapomnieć, że w dorobku ma on nawet... złoto olimpijskie (zdobyte w drużynowym konkursie w Pjongczangu). Mimo niepowodzeń Norweg pracuje nad odbudowaniem formy i tej zimi pojawiały się już nawet przebłyski dobrej dyspozycji. W Klingenthal i Engelbergu meldował się w czołowej "10", kończąc zmagania odpowiednio na 9. i 6. pozycji. Dobrze wypadł też podczas pierwszego z "polskich" konkursów indywidualnych. W Wiśle był 11., co mogło dać mu nadzieję na wejście do "dychy" w Szczyrku. Potwierdziły to kwalifikacje, które zakończył na... jedenastej pozycji. Do rywalizacji w konkursie przystępował więc z dużymi nadziejami, lecz te ustąpić musiały jeszcze większemu rozczarowaniu. Johann Andre Forfang wściekły. Nie miał szans 28-latek dostał zielone światło do startu w mocno niekorzystnych warunkach (przy wietrze wiejącym w plecy) i nie miał szans, by uzyskać dobrą odległość. Skończyło się na zaledwie 80 metrach, co dawało przedostatnią pozycję w stawce. Nic zatem dziwnego, że po opuszczeniu zeskoku Forfang był wściekły. Kamery pokazały, jak z impetem... rzuca swoim plecakiem o ziemię. Jego reakcja poruszyła nawet komentatorów norweskiej telewizji. Kiedy zobaczyli, jak bardzo zły jest ich reprezentant, jeden z nich wydał z siebie jęk. PolSKI Turniej 2024: wyniki, terminarz, klasyfikacja Anders Jacobsen i Jorgen Klem, bo o nich mowa określili warunki na skoczni w Szczyrku mianem "okrutnych". I trudno się nie zgodzić - dla Forfanga były one wyjątkowo surowe. Ostatecznie zawody zostały odwołane po skokach 40 zawodników. Dla Polaków mogło to być spore rozczarowanie. W momencie anulowania zmagań prowadził Dawid Kubacki, a w czubie stawki byli też Piotr Żyła i Kamil Stoch.