Aleksander Zniszczoł na półmetku sobotnich zmagań na Okurayamie w Sapporo był dziewiąty. Po skoku na 123. metr mógł walczyć o powtórzenie którejś ze swoich najlepszych lokat tego sezonu (6. i 9. miejsce w Lake Placid, dwukrotnie 8. w Willingen), ale w rundzie finałowej wylądował sześć metrów krócej, co spowodowało spadek aż o szesnaście lokat. Końcowo 29-latek urodzony w Cieszynie był dopiero 25. To jego najgorszy wynik od pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni, który miał miejsce w Oberstdorfie. Sam zawodnik w wywiadzie dla Krzysztofa Skórzyńskiego z TVN bardziej obwiniał warunki wietrzne niż samego siebie. - Tak, jestem zły, bo nie uważam, żeby ten skok był zły. Jakoś tak mnie ściągnęło, trudno coś mówić, nie wiem. Skok może był trochę spóźniony, ale technicznie wyglądał nieźle - powiedział. PŚ w Sapporo: Wiatr rozdał część kart? Został zapytany, czy we znaki mocno dawał się wiatr wiejący z tyłu skoczni. - Tak, czułem go, szczególnie nieprzyjemnie było na buli. Na dole było lepiej, ale już byłem "za nartą", ściągnęło mnie na dół - wytłumaczył. Zgodził się z reporterem w ocenie Okurayamy jako "kapryśnej". - Jest bardzo kapryśna, jak widać spadłem z dziewiątego miejsca na dwudzieste-któreś po powiedzmy dwóch równych skokach - zakończył. W nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu (dokładnie o 1:30) ruszą kwalifikacje do zaplanowanego na 3:00 kolejnego konkursu indywidualnego. Zniszczoł ma więc okazję do szybkiego rewanżu.