Po inauguracji sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich w fińskiej Ruce więcej jest pytań niż odpowiedzi. Zastanawiająca, a wręcz niepokojąca, jest zwłaszcza forma polskich zawodników, którzy mieli problem nie tylko z awansem do serii finałowej konkursów, ale w ogóle z kwalifikacją do zawodów głównych. Najsłabiej zdawało się iść Kamilowi Stochowi, który po wszystkim nie miał powodów do zadowolenia. "Nie do końca wierzyłem w pomysł na dzisiejszy skok. Nie chcę mówić, że myśl szkoleniowa jest zła, ale na tej skoczni nie czuję się dobrze. Za dużo było od razu u mnie zmian w skokach i trochę się w tym wszystkim pogubiłem" - mówił przed kamerą Eurosportu. Alarmująco zabrzmiała również wypowiedź Dawida Kubackiego. Pytany przez Damiana Michałowskiego o odniesienie się do słów Thomasa Thurnbichlera, który zapowiadał indywidualne rozmowy z zawodnikami i deklarował, że chce, aby "ich skoki miały więcej pasji, żeby były z sercem", podzielił się wątpliwością. Takie publiczne postawienie sprawy spotkało się z reakcją austriackiego szkoleniowca. Wyraził zrozumienie dla emocji obu skoczków, uderzył się w pierś i zdradził, że jest już po rozmowie w cztery oczy ze Stochem. "Być może byłem zbyt ofensywny, jeśli chodzi o sposób pracy, drogę, którą chcieliśmy przejść. Teraz próbujemy znaleźć właściwy balans" - tłumaczył w WP SportowychFaktach. To jednak wcale nie zamknęło tematu. Podnosi go teraz były trener Kazimierz Długopolski. Horngacher i Niemcy "wykiwali" wszystkich? Aż wrze po niespodziance w skokach. "Coś wymyślili" Alarm dotyczący Stocha, Kubackiego, Żyły i spółki. "Nie spodziewałbym się przełomu" Długopolski nie widzi powodów do optymizmu. W tej chwili trudno mu mówić o tym, aby polska kadra szła do przodu choćby "małymi kroczkami". Podkreśla, że w Ruce Kamil Stoch i Aleksander Zniszczoł nie przebrnęli przez kwalifikacje, a Piotr Żyła i Dawid Kubacki co prawda w finale skakali, ale oddali próby sytuujące ich dopiero w trzeciej dziesiątce. Okazja do poprawy formy i notowań już niebawem. Na weekend 2-3 grudnia zaplanowano konkursy w Lillehammer. Ale były szkoleniowiec za wiele sobie po nich nie obiecuje. "Nie spodziewałbym się przełomu. Problem jest poważny, a więc nasi reprezentanci potrzebują sporo czasu, żeby go rozwiązać. Być może forma przyjdzie na Turniej Czterech Skoczni. Gwarancji zaś nie ma" - przestrzega i dodaje, że "problemy z polskimi skokami towarzyszą nam nie od wczoraj", ale wcześniej nie były aż tak dostrzegalne, bo "bronił nas żelazny tercet w osobach Stocha, Żyły i Kubackiego". Dużo więcej pozytywnego nastawienia zdaje się mieć Thomas Thurnbichler. W wywiadzie dla Interii Sport zdradza, że ostatnie treningi przed zawodami w Norwegii pokazały, że "wszystko idzie do przodu". Ma pomysł na to, jak poprawić ogólną sytuację. "Latem pracowaliśmy naprawdę bardzo ciężko. Bywało jednak różnie, bo mieliśmy skoczków, którzy borykali się z różnymi problemami. To na pewno miało wpływ. Zasadniczo jednak znakomicie przepracowaliśmy ten czas. Po prostu może zawodnicy potrzebują trochę więcej czasu na to, by ta praca przełożyła się na ich skoki. Musimy połączyć puzzle i pokazać to w zawodach. U jednych dobre skoki pojawią się szybciej, u innych wolniej. Na pewno będziemy walczyć i wrócimy na nasze miejsce" - podsumowuje. A jednak to prawda o polskich skoczkach. Adam Małysz stanowczo ws. Thomasa Thurnbichlera