Po rozpoczęciu działań wojennych w Ukrainie Międzynarodowa Federacja Narciarska podjęła decyzję o wykluczeniu z rywalizacji sportowców pochodzących z Rosji. Pierwszym skoczkiem, który publicznie zabrał głos w sprawie napiętej sytuacji politycznej na wschodzie Europy, był Kamil Stoch. Trzykrotny mistrz olimpijski podczas zawodów w Lahti wystąpił w nartach, które wywołały ogromne poruszenie w mediach. Po swoich próbach bez skrępowania pokazał do kamery napis: "Stop wojnie. Lepiej walczyć w sporcie". "Odkąd przyjechaliśmy tutaj, nieustannie myślę o tym co się dzieje, nie potrafię od tego uciec. Przestałem używać internetu w telefonie, bo kiedy wchodziłem, to czytałem o wydarzeniach na Ukrainie. Dziś chciałem powiedzieć, że jako sportowcy nie możemy udawać, że się nic nie dzieje. Sama rywalizacja tutaj nie dawała mi satysfakcji, ponieważ z tyłu głowy wciąż miałem to, co się dzieje za naszymi granicami. Nie powinniśmy się od tego odwracać, tylko głośno o tym mówić"- mówił podopieczny Thomasa Thurnbichlera na antenie "Eurosportu" po zmaganiach w Finlandii. Nie tylko zawodnik przejął się sytuacją naszych wschodnich sąsiadów. Jego żona z początku zaangażowała się w produkcję czapek, które miały trafić do ludzi walczących na froncie. 38-latka na tym jednak nie poprzestała. Poszła bowiem o krok dalej i postanowiła wyjechać na tereny objęte działaniami wojennymi. Żyła jak "rozjuszony byk", Thurnbichler reaguje. Katastrofa Orłów, a teraz jeszcze to Wielka odwaga Ewy Bilan-Stoch. Postawa godna naśladowania. A jaka była reakcja skoczka? Kobieta na początku 2023 roku zaczęła publikować na swoim Instagramie materiały z podróży. Partnerka życiowa utytułowanego skoczka dołączyła do zespołu Mateusza "Exena" Wodzińskiego. Razem z jego ekipą konwojowała samochody terenowe w Ukrainie. Słowa przełożyła na czyny. Jak wspomina, doświadczyła ciężkich chwil za naszą wschodnią granicą i zobaczyła na oczy, jak funkcjonuje społeczeństwo na wojnie. Co ciekawe z początku Kamil Stoch nie był zadowolony z jej decyzji o wyjeździe. Choć oczywiście wspierał żonę, był pełen obaw o jej udział w zespole "Exena". "Powiedziałam Kamilowi, że się zgłosiłam. On pokręcił nosem i wyznał, że ten pomysł średnio mu się podoba. Z drugiej strony rozumiał mnie, bo wiedział, że zawsze chciałam robić takie rzeczy. Kamil ucieszył się, w momencie kiedy z początku nie zostałam wybrana do wyjazdu. Minęły jednak dwa dni i "Exen" napisał, że szykuje duży konwój i zapytał, czy podtrzymuję swoją gotowość. Nawet nie zapytałam go o szczegóły, tylko od razu wysłałam wiadomość 'tak' z trzema wykrzyknikami. Potem jednak dowiedziałam się o miejscu docelowym i zaczęły się negocjacje z Kamilem" - wspominała 38-latka. Jak zdradziła, trafiła pod dobre skrzydła, bowiem jej ekipa podejmowała racjonalne decyzje i starała się omijać niebezpieczne miejsca. Poruszające relacje Ewy Bilan-Stoch. Słowa i fotografie chwyciły za serca Wszystkie poruszające obrazki starała się uchwycić w swoim obiektywnie. Jak dodała, kiedy miała okazję, wracała do swojej wielkiej pasji i zamieniała się w fotografkę. Za pośrednictwem mediów społecznościowych relacjonowała internautom szczegóły swoich wypraw. Publikowała zdjęcia z cmentarzy, pokazywała, jak wyglądają zniszczone budynki, czy prezentowała ludziom w sieci fotografie porzuconych rzeczy. Mało tego, często dzieliła się ze swoimi obserwatorami historiami, które zapadły jej w pamięci. Co ciekawe, jedna miała miejsce w dniu kobiet. 38-latka ukrywała się wtedy w podziemiach w Winnicy. Podczas jednej z wypraw fotografka miała okazję spotkać się z żołnierzem Romanem Trokhymetsem, którego autoportret zrobił na niej kiedyś ogromne wrażenie. "Jest dla mnie niezwykły przede wszystkim ze względu na jego oczy. Powiedziałabym, że są to oczy, które widziały piekło. Takiego czegoś nie da się wyreżyserować na jakiejkolwiek sesji fotograficznej" - wyjaśniła. Nie zawsze jednak w miłej atmosferze spędzała czas. Szczególnie trudne warunki zastały żonę Kamila Stocha w Mikołajewie. "Pani pozwoliła nam przenocować w jednym hotelu, podkreślając, że nie ma ciepłej wody. Tyle że nie było żadnego ciepła. Żeby zasnąć, to robiłam przysiady, podskoki i pompki, by się rozgrzać. Spałam w bluzach i kurtce, w długich spodniach i skarpetkach. Snu nie było za wiele, bo ledwie kilka godzin, ale po pobudce znowu musiałam wykonać gimnastykę na rozgrzanie. Nie byłam w stanie po takiej nocy umyć się w lodowatej wodzie" - wyjaśniła. Brutalna prawda o Halvorze Egnerze Granerudzie. Norwegowie wprost: "Jak uderzenie w twarz" Ewa-Bilan Stoch refleksyjnie ws. wyjazdów do Ukrainy. Zdecydowała się o tym opowiedzieć Śledząc partnerkę utytułowanego skoczka narciarskiego na Instagramie, można przypuszczać, że niebawem znowu wyjedzie za wschodnią granicę. Jak sama zaznaczyła, nie powiedziała jeszcze "pas". Niewątpliwie jest ważną członkinią załogi Mateusza Wodzińskiego "Exena". Poza tym stale relacjonuje szczegóły podróży i przez swoją działalność pokazuje Polakom, jak wyglądają realia wojny. "Widzę też, że ten wyjazd miał na mnie duży wpływ. Nagle problemy, które były dla mnie duże, stały się błahostkami. Nie wiem, ile to potrwa, ale jestem teraz lepiej zorganizowana i mam też większą wydajność w pracy. Nauczyłam się tak zarządzać czasem, że nagle się okazało, że na wszystko mi go wystarcza" - oznajmiła. Chaos w kadrze skoczków. Czas na poważne rozmowy. "Droga z dobrego do złego jest bardzo szybka"