Ewa Bilan-Stoch podróżuje po Afryce. Sfotografowała brutalną plemienną tradycję
Podczas gdy Kamil Stoch walczył o swoje jubileuszowe 70. podium Pucharu Świata, jego żona Ewa podróżowała po Afryce. Wykonane przez nią w czasie wyprawy zdjęcia zachwycają, choć momentami budzą przerażenie.
Ewa Bilan-Stoch znana jest z zamiłowania do fotografii. Nie tak dawno, przy okazji zawodów Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, partnerka naszego reprezentanta zorganizowała wyjątkową wystawę "Perpetui Flores".
Złożona była ze zdjęć, przedstawiających medale wywalczone przez skoczków narciarskich, ułożone na kształt bukietów kwiatów.
Aparat towarzyszył Ewie Bilan-Stoch także w podróży po "Czarnym Lądzie". Kobieta regularnie chwaliła się efektami swojej pracy na Instagramie. Pierwsza opublikowana przez nią fotografia obrazuje dwa baobaby, przypominające tańczącą parę.
Artystyczny wydźwięk miało także zdjęcie błyszczącej w mroku pajęczej sieci.
W galerii Ewy Bilan-Stoch nie zabrakło również ujęć przedstawiających tubylców oraz dziką naturę. Wśród nich znalazł się portret dziewczynki z dwoma ciemnymi kręgami na policzkach. Jedna z użytkowniczek Instagrama zapytała o pochodzenie tych tajemniczych śladów. "To blizny. Policzki są wypalane zgodnie z tradycją plemienia, niestety" - odpisała autorka fotografii. Spora część internautów użalała się w komentarzach nad losem dziewczynki, twierdząc przy tym, że jest to brutalna tradycja.
Gdy małżonka podróżowała po Afryce, Kamil Stoch walczył o kolejne punkty Pucharu Świata na skoczni w Willingen. W sobotnim konkursie indywidualnym zajął trzecie miejsce, dzięki czemu po raz 70. stanął na podium Pucharu Świata. Niedzielne zawody zostały natomiast odwołane z powodu zapowiadanych bardzo silnych podmuchów wiatru.
TB