Kryształowa Kula za sezon 2023/24 w skokach narciarskich trafiła w ręce Stefana Krafta. Na drugim miejscu w tabeli sklasyfikowany został Ryoyu Kobayashi, który w styczniu świętował zwycięstwo w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni. Japończyk jednak nie powiedział ostatniego zdania i po finałowych zawodach w Planicy nie odłożył nart do kąta, tylko przygotowywał się do kolejnych skoków. W połowie kwietnia 27-latek wraz z ekipą Red Bulla zameldował się w Islandii i wziął udział w wyjątkowym wydarzeniu, bowiem miał okazję przetestować specjalnie wybudowaną dla niego skocznię. Rywal Polaków jako pierwszy skoczek w historii miał spróbować oddać 300-metrowy lot. Wprawdzie ta sztuka jeszcze mu nie udała się, ale w jednej próbie popisał się równie dalekim lotem. Sportowiec wylądował na 291 metrze i tym samym przekroczył kolejną magiczną granicę, ustanawiając nowy rekord świata. Mistrz olimpijski z Pekinu aż o 37,5 metra poprawił dotychczasowy najlepszy wynik Stefana Krafta z Vikersund z 2017 roku. Wówczas Austriak osiągnął 253.5 m. Niesamowite, co zrobił Ryoyu Kobayashi. Adam Małysz komentuje Wyczyn Japończyka jest teraz szeroko komentowany w mediach społecznościowych. Niesamowity projekt ekipy Red Bulla z entuzjazmem został przyjęty przez fanów tej dyscypliny, choć jak się okazuje, już wcześniej w kuluarach dyskutowano na temat organizacji tego wydarzenia. "To była duża tajemnica, jeśli chodzi o ten projekt. Coś takiego przygotowywano już kiedyś w Austrii. Nie doszło to jednak wówczas do skutku. Mieli tam skakać wtedy Gregor Schlierenzauer, Thomas Morgenstern i nawet chyba Andreas Goldberger. Były jednak wówczas spore problemy, jeśli chodzi o zgody. I to z federacji austriackiej, i to ze strony FIS. Zarzucono wówczas ten projekt - wyznał prezes Polskiego Związku Narciarskiego" - Adam Małysz w rozmowie z Interią Sport. Zapewne po tym wydarzeniu wielu kibiców skoków narciarskich chciałoby zobaczyć więcej takich kosmicznych lotów w zawodach międzynarodowych. W sprawie tego spektakularnego rezultatu 27-latka głos zabrał sam szef PŚ. Jest reakcja Sandro Pertile na rekordowy lot Ryoyu Kobayashiego. Powiedział to bez ogródek W sieci toczy się dyskusja o to, czy wynik utytułowanego Japończyka powinien być oficjalnym rekordem świata. Międzynarodowa Federacja Narciarska i Snowboardowa (FIS) studzi emocje i zaznacza, że lot sportowca... nie zostanie jednak uznany. Wyczyn zawodnika postanowił skomentować szef Pucharu Świata - Sandro Pertile. Działacz nie krył zaskoczenia z osiągnięcia skoczka. W rozmowie z TVP.Sport zdradził, że nie wiedział o pomyśle zorganizowania specjalnego wydarzenia przez Red Bulla. "Szczerze? Na razie to wciąż jest dla mnie szok. Zwłaszcza że, jak się teraz dowiadujemy, to było planowane od bardzo dawna. Od dwóch lat bodajże. O tym wiedziała bardzo mała grupa ludzi. Nie miało prawa być inaczej" - wyznał Włoch. Okazuje się, że 55-latek również nie zna człowieka, który był odpowiedzialny za powstanie obiektu. "Nie mam pojęcia, kim jest ten człowiek. Ale wykonał ze swoimi ludźmi kawał dobrej roboty. To imponująca konstrukcja. Tym bardziej, że stworzona bez pomocy wyspecjalizowanych ludzi. Nie sądzę, żeby w tym brał udział ktoś od nas. Jeśli tak, świetnie się krył" - stwierdził Pertile "To, co zrobił dzisiaj Ryoyu, jest przesunięciem granic. Nową erą naszego sportu. To wspaniałe wydarzenie (...) Temat jeszcze powróci, ale to dla mnie jasne, że nic takiego nie może mieć miejsca. W oficjalnym komunikacie pogratulowaliśmy mu jego wyczynu i to jest właściwe. To był całkowicie prywatny projekt, poza auspicjami FIS. Dziś sam siebie spytałem: co stałoby się, gdybyśmy próbowali to w środę zatrzymać? I stałoby się źle. Bo na jakiej podstawie? Nie ma przecież na ten temat żadnych regulacji, skoczkowie nie są naszą własnością. Musimy to oczywiście przemyśleć, niemniej byłoby nierozsądnym to potępiać. To były takie same skoki, jak te, które uprawiają sobie dzieci na górkach. Tylko na większą skalę. Jedyne, co różni te dwie sytuacje, to fakt, że w tym projekcie brał udział mistrz olimpijski, a nie dziecko na zjazdowych nartach i w kurtce" - wyjawił szef PŚ.