Po raz pierwszy od ośmiu lat Biało-Czerwoni nie liczyli w walce o końcowe podium Letniego Grand Prix. Po tym, co wydarzyło się w 2015 roku, kiedy taka sytuacja miała miejsce ostatni raz, przyszedł wielki kryzys zimą. Już wtedy zastanawialiśmy się, czy czeka nas powtórka?W kadrze polskich skoczków zaczęły się dziać dziwne rzeczy, jakich wcześniej nie doświadczaliśmy. Nasi zawodnicy z dnia na dzień, a nawet ze skoku na skok, zaczęli się zmagać z pewnym problemem. Tak, jakby coś działo się pomiędzy. Thomas Thurnbichler reaguje na katastrofę z Kamilem Stochem. Trener reprezentacji ocenił Polaków To miało dać przewagę polskim skoczkom zimą Najlepszym przykładem był chyba Aleksander Zniszczoł, który w Hinzenbach wygrał jedną z serii treningowych, a potem zabrakło go w serii finałowej obu konkursów. W Klingenthal był całkowicie posypany. To samo spotkało Pawła Wąska. Podobno przed startami w Hinzenbach i Klingenthal skakał na poziomie naszych najlepszych zawodników, a w finale Letniego Grand Prix zaczął mieć duże problemy. Posypał się też Piotr Żyła. W pewnym momencie tym, co się dzieje w kadrze, zaczął się bardziej interesować Adam Małysz. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego, rozmawiał z Thomasem Thurnbichlerem m.in. na temat decyzji personalnych, jeśli chodzi o zawody, ale też o to, dlaczego naszych zawodników brakowało latem w czołówce. - Wyjaśnił mi wszystko. On jednak wie, że ma moje zaufanie, bo dawałem mu to do zrozumienia już dużo wcześniej. Na razie nie ma powodów do rozliczeń trenera, który odpowiada za cały projekt kadr. Widzę, że bardzo dobrze wykonuje swoją pracę i wszystko idzie w dobrym kierunku. Być może zmienił się nieco trening i trzeba poświęcić to lato, by potem brylować zimą - mówił wtedy Małysz w rozmowie z Interia Sport. Najwyraźniej już wtedy Thurnbichler zaczął wszystko maskować ciężkimi przygotowaniami do sezonu, które mają dać przewagę naszym skoczkom zimą. - Lato jest tylko przygotowaniem do zimy. I w tym czasie próbowaliśmy jeszcze poprawić fizycznie naszych zawodników. Tak, by byli jak najlepiej przygotowani do długiego sezonu. Przede wszystkim skupiliśmy się na zwiększeniu masy nóg, co można było zobaczyć, patrząc na wyniki. Te nogi nie były tak szybkie, świeże i mocne, jakie powinny być w zawodach. To był okres, kiedy można było zmienić plany. Wszystko po to, by od początku zimy zawodnicy mieli nogi gotowe do startu. Na pewno trenowaliśmy trochę ciężej niż wcześniej, przez co trudniej jest utrzymać dobrą technikę. To ma nam jednak dać przewagę zimą. Dla nas ten okres w roku jest najważniejszy, bo przecież skoki narciarskie są sportem zimowym - przekonywał Austriak w rozmowie z Interia Sport. Drewniane nogi Polaków w Ruce I co? Przyszła zima, a nogi naszych skoczków są drewniane. Takiego właśnie określenia użył Piotr Żyła, mówiąc o tym, jak prezentował się w Ruce w piątek. Zresztą w sobotę było jeszcze gorzej. Warto tutaj przypomnieć, że za trening motoryczny w polskiej kadrze jest teraz odpowiedzialny Mark Noelke. Z drugiej strony Kamil Stoch twierdzi, że nigdy nie czuł się lepiej fizycznie. Thurnbichler ma tak duże zaufanie Małysza, że nawet przekonał on prezesa PZN do wyjazdu skoczków - tuż przed rozpoczęciem sezonu - do ciepłych krajów, choć przecież ten, kiedy jeszcze był skoczkiem, miał złe wspomnienia z tego typu eskapady. To miał być wyjazd integracyjny i regeneracyjny, ale nie zabrakło też treningu. Ledwie wrócili z upałów, to od razu ruszyli w norweskie mrozy do Lillehammer. Tam, co robili? Trenowali. Kiedy zatem mieli łapać świeżość, skoro przeskakiwali ze zgrupowania na zgrupowanie? W poprzednich latach też było wiele zgrupowań, ale odnoszę wrażenie, że nie było jednak takiego natłoku. Poza tym to były szybkie wypady - 3-4 dni - i powrót do domu. To dobrze działało na psychikę skoczków, kiedy mogli pobyć w domu z najbliższymi, ale też dawało czas na regenerację, a ta - jak wiadomo - od wielu lat jest jednym z podstawowych elementów w skokach. Bez świeżych nóg w skokach niewiele można zrobić I Polacy przekonali się o tym boleśnie w Ruce. Kiedy ciało i nogi są zmęczone, a do tego głowa też nie odpoczywa, to wówczas trudno jest znaleźć właściwie czucie. To z kolei rozkłada pozycję najazdową, a że skok zaczyna się od startu z belki, to tak naprawdę nie ma w tej sytuacji szansy na oddanie dobrej próby. Zamiast luzu pojawia się blokada. Tak to działa. Zresztą sam Aleksander Zniszczoł tak opowiadał swoje wrażenia z Ruki: - W sobotę ruszyłem z belki i myślałem, że jest dobrze. Dojechałem do progu i pojawiła się blokada. Jakbym nie potrafił się odbić. Najlepszym podsumowaniem weekendu w Ruce był skok Stocha w kwalifikacjach. Nasz wielki mistrz uzyskał ledwie 87,5 m i był jednym z czterech skoczków, którzy nie awansowali do konkursu. Obrazek szalenie smutny. Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że coś jest nie tak. I to widać też gołym okiem. Bez dwóch zdań za to, co się dzieje na starcie sezonu w pełni odpowiada trener Thurnbichler. Wszak otrzymał on wolną rękę i miał pełne zaufanie prezesa PZN. Teraz na jego głowie jest to, jak wybrnąć z tej sytuacji. I jeśli nie jest to problem sprzętowy, który można rozwiązać dość szybko, a raczej tkwi on gdzie indziej, to może się okazać, że Polacy stracą wiele tygodni na tym, by wrócić do czołówki. O ile w ogóle to się uda, bo wszyscy pamiętamy sezon 2015/2016. Trener Thurnbichler zapewnił, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by nasi skoczkowie odżyli. Nie pozostaje nic innego, jak zaufać mu, bo innej drogi w tym momencie nie ma. A może rzeczywiście plan Austriaka się ziści i jednak jeszcze tej zimy to polscy skoczkowie będą wiedli prym. Czas pokaże. Z Ruki - Tomasz Kalemba, Interia Sport Sportowy dramat Kamila Stocha w Ruce. Ekspert wskazał, co poszło nie tak