"Kiedyś chciałam być jak Adam Małysz. Skakać i wygrywać jak on. Wtedy myślałam, że nie ma lepszej i ważniejszej rzeczy na świecie niż skoki narciarskie. Nie wiedziałam, że ta miłość ma tyle krętych dróg. (...) Zostawiłam serce, uśmiech, dobre wspomnienia, ale również siniaki, blizny i łzy" - takimi słowami Joanna Szwab w swoim pełnym emocji wpisie żegnała się ze skokami narciarskimi. Joanna Szwab i jej list, sięgający do czasów "malutkiej, naiwnej dziewczynki" W wieku zaledwie 25 lat postanowiła powiedzieć "pas". Dlaczego? Co skłoniło młodą sportsmenkę do takiej decyzji? Pytania się mnożyły. Teraz wiele odpowiedzi przynosi publikacja sport.tvp.pl, który - w pewien sposób - oddał łamy Joannie Szwab, zamieszczając coś na kształt listu pożegnalnego. Tak też został zatytułowany ten materiał, w którym młoda kobieta wyznaje wprost, że dzisiaj nienawidzi skoków. W długim materiale Szwab przypomina chronologicznie bieg wydarzeń, od czasu "malutkiej, naiwnej dziewczynki", gdy jej trenerem był Pavel Mikeska. Ten sam, który ongiś był szkoleniowcem samego Adama Małysza, jeszcze przed "boomem" na skoki narciarskie i zjawiskiem małyszomanii. - Piszę ten list z Wrocławia. Mam 25 lat, wynajęte mieszkanie z koleżankami i łzy w oczach. Nie zabrałam ze sobą na Dolny Śląsk żadnej pamiątki związanej ze skokami. Buty, narty, kask, medale - to wszystko zostało w Chochołowie, w domu, do którego za bardzo nie lubię wracać. Tam mieszka bliska mi osoba. Ta sama, która kilka lat temu powiedziała mi, że na tej skoczni w końcu się rozpier***. Bo omijam kościół. Te jej słowa do dziś brzęczą mi w głowie - oto słowa z bezkompromisowego listu Szwab. Sama eks-sportsmenka wyznaje, że w życiu nie przewidywała swojej sportowej emerytury w tak młodym wieku. Mało tego, wyobrażała sobie siebie w kobiecej wersji długowiecznego japońskiego weterana Noriakiego Kasaiego. - I to pomimo że jako 18-latka usłyszałam od władz PZN, że jestem za stara i nieperspektywiczna. Był 2016 rok, wiosna. Wtedy pierwszy raz żegnałam się ze skocznią - przekazała złota i brązowa medalistka mistrzostw Polski, która w zawodach Pucharu Świata zadebiutowała w 2013 roku. Joanna Szwab: To przez Łukasza Kruczka znienawidziłam skoki Następnie w liście przewijają się nazwiska kolejnych szkoleniowców, m.in. jej pierwszy trener Kazimierz Bafia, który wówczas wkroczył do akcji i ratował karierę swojej wychowanki. Szwab sporo miejsca poświeciła Łukaszowi Kruczkowi, byłemu trenerowi męskiej kadry A, a w ostatnich sezonach opiekunowi reprezentacji kobiet. To właśnie w Kruczku prezes Apoloniusz Tajner i dyrektor Adam Małysz pokładali wielkie nadzieje w zbudowanie mocnej kadry pań. Epilog tego projektu był taki, że Kruczek w gęstej atmosferze, pełnej niesnasek, pożegnał się z żeńską kadrą. - Teraz już wiem, że to wszystko sprawił powrót do kadry narodowej - tej samej, na którą jako 18-latka byłam "za stara". Wróciłam tam, mając 21, a chciał tego nowo zatrudniony Łukasz Kruczek - człowiek-fachowiec, trener-legenda, z wielkim bagażem doświadczeń. (...) Gdy teraz o tym myślę, do oczu płyną mi łzy. Właśnie teraz dopiero dochodzi do mnie, że przez nowego trenera znienawidziłam skoki. Nie chcę o nich myśleć, nie chcę widzieć ich na oczy. Chciałabym, żeby mi to przeszło - wyznała Szwab, wskazując kilka faktów ze współpracy z Kruczkiem (konsekwencje przeprowadzki do Beskidów na życzenie szkoleniowca, zakaz pracy, zakaz prywatnych wyjazdów), które doprowadziły ją do następującej konstatacji. - A miałam w tej kadrze być taka szczęśliwa. A tyle sobie obiecywałam, takie robiłam nadzieje. Dziś nie jestem nawet dumna, że uprawiałam tak wspaniały sport - czytamy w przepełnionym emocjami liście.