Rywalizacja w Pucharze Świata w skokach narciarskich znów wróciła na mniejsze obiekty. Tym razem zawodnicy przenieśli się na obiekt w fińskim Lahti, gdzie mierzyli się ze sobą na najmniejszej po Lake Placid dużej arenie kalendarzu. Punkt konstrukcyjny skoczni w Lahti jest bowiem usytuowany na 116. metrze. Ten obiekt Biało-Czerwoni jednak bardzo lubią. Wielokrotnie w pozytywnych tonach o tej arenie zmagań wypowiadał się bowiem w przeszłości Kamil Stoch. Kolejny popis Aleksandra Zniszczoła! Polak blisko wygranej w kwalifikacjach Dodatkowo to przecież na tym obiekcie nasi skoczkowie sięgnęli po pierwsze i jak na razie jedyne w historii drużynowe mistrzostwo świata. Biało-Czerwoni wówczas w składzie mieli oczywiście Dawida Kubackiego, którego w tym roku w Lahti nie zobaczymy. Były mistrz świata ze skoczni normalnej dostał od Thomasa Thurnbichlera czas na odświeżenie głowy i odpoczynek od skoków po tym, jak słabo zaprezentował się na skoczni do lotów narciarskich w Oberstdorfie, choć skoczek się z tą decyzją nie zgadzał. Sensacja! Kraft nie wszedł do drugiej serii Za Kubackiego do Lahti poleciał Maciej Kot. Oprócz niego w kadrze znaleźli się oczywiście: Kamil Stoch, Aleksander Zniszczoł oraz Piotr Żyła. Do rywalizacji wrócił także Paweł Wąsek. Cała piątka przeszła przez kwalifikacje, a Zniszczoł zajął w nich bardzo obiecujące szóste miejsce. Taki występ musiał budzić nadzieje na najlepszy sezon w tym sezonie zarówno dla Zniszczoła, jak i całej polskiej reprezentacji. Lahti ma jednak to do siebie, że często figle lubi tam płatać wiatr. Katastrofa Graneruda, co za dramat. Polacy bez błysku w Lahti Dobrze w swoich warunkach spisał się Maciej Kot. Zastępujący Kubackiego zawodnik osiągnął 119 metrów i w momencie lądowania wydawało się, że awans do drugiej serii jest pewny. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Podobnie historia potoczyła się z Pawłem Wąskiem, który jednak osiągnął zaledwie 115 metrów. Po skoku Wąska na kolejnego Polaka trzeba było chwilę poczekać, ale gdy na belce usiadł Kamil Stoch, wiatr pod narty zmalał i nasz mistrz po skoku na odległość 114 metrów mógł o awansie niestety zapomnieć. W wyraźnie lepszych okolicznościach przyrody prezentował się kibicom Piotr Żyła, który osiągnął 117,5 metra i również nie awansował do drugiej serii. Honoru polskich skoczków w Lahti bronił nie pierwszy raz w tym sezonie Aleksander Zniszczoł, który znów wywiązał się z tego zadania bardzo dobrze. Najlepszy z polskich skoczków w ostatnich tygodniach poleciał na odległość 124,5 metra i w dobrym stylu wylądował. Po swoim skoku Zniszczoł prowadził w pierwszej serii. Ostatecznie Zniszczoł pierwszą serię zakończył na miejscu dziewiątym. Prowadził Marius Lindvik, a do drugiej serii nie wszedł sensacyjnie Stefan Kraft, który nie poradził sobie w powietrzu po wyjściu z progu. Festiwal długich skoków w drugiej serii. Co za lot Hoerla! O ile pierwsza seria odbywała się bardzo płynnie i problemów z przerwami nie było praktycznie wcale, o tyle druga miała zupełnie inny przebieg. Matka natura nie chciała dać za wygraną i wiatr naprawdę momentami wiał bardzo mocno. Szczególnie duże problemy z wypuszczaniem skoczków sędziowie mieli na początku drugiej serii rywalizacji. Gdy jednak wiało mocno pod narty poszczególni skoczkowie, jak choćby Johan Andre Forfang potrafili naprawdę bardzo daleko odlecieć. Córka Małysza podjęła decyzję. Raptem spakowała walizki, wyjechała z Polski i z mężem ruszyła po przygodę Po skoku Aleksandra Zniszczoła jasne stało się, że znów będziemy mieli Polaka w czołowej dziesiątce. Nasz zawodnik wprawdzie nie wyprzedził liderującego Forfanga, ale po lądowaniu na odległości 126,5 metra najbardziej stabilny z polskich orłów plasował się na drugim miejscu. Wówczas było już jasne, że najgorszym miejscem dla niego może być dziesiąte. Choć wydaje się, że ze swojej próby Zniszczoł mógł wyciągnąć więcej, bo według przeliczników wiało mu mocno pod narty. Po Zniszczole rozpoczęła się walka na odległości. Najpierw Ryoyu Kobayashi huknął 131 metrów. Po nim Jan Hoerl wylądował aż pięć metrów dalej, ale podparł swój skok i Japończyka nie wyprzedził. Następnie świetnie skoczył Lovro Kos, który osiągnął 134 metry i przy zdecydowanie lepszym lądowaniu wicelidera klasyfikacji generalnej wyprzedził Ryoyu spadł na trzecie miejsce po skoku Andreasa Wellingera, który wciąż nie rezygnuje z walki o Kryształową Kulę. Wyprzedzić Kosa nie dał rady Marius Lindvik i to Słoweniec drugi raz w sezonie wygrał konkurs Pucharu Świata. Zniszczoł ostatecznie zajął ósme miejsce.