Sezon 2022/23 nie przebiegł do końca po myśli Daniela Andre Tandego. O ile jego kolega z zespołu, Halvor Egner Granerud po ostatnich zawodach w Planicy mógł świętować kolejną w swojej karierze Kryształową Kulę, o tyle 29-latek musiał zadowolić się 18. miejscem w klasyfikacji generalnej PŚ. Jedynie raz stanął na pucharowym podium. Było to podczas weekendu w niemieckim Willingen. Wówczas podopieczny Alexandra Stoeckla uplasował się na trzeciej pozycji. Oprócz wyników skoczek narciarski zasłynął w minionym sezonie ze szczerej wypowiedzi odnośnie... kibiców "Biało-Czerwonych". Zawodnik w trakcie turnieju Raw Air rozgrywanym w jego ojczyźnie poruszył temat polskich fanów, dziękując im za obecność i wsparcie. Mężczyzna, choć miał świadomość, że może liczyć na głośny doping miłośników skoków w Zakopanem, ostatecznie nie przyjechał do Polski. Sportowiec zmagał się z kontuzją. Polski skoczek przeżył coś niezwykłego. Podjął ryzyko. "Piękna sprawa" Daniel Andre Tande zdobył się na szczere wyznanie. To dlatego nie skakał w Zakopanem 29-latek kilka miesięcy temu wziął udział w evencie w Hammerfest. Doznał złamania stopy w trakcie gry w piłkę nożną. Jak sam przyznaje, przez część spotkania jego rola ograniczała się jedynie do stania na bramce."Nigdy więcej piłki nożnej" - zaczął reprezentant Norwegii, po czym kontynuował - "Przez prawie całą pierwszą połowę stałem w bramce. W końcu jednak pojawiła się szansa, żeby trochę się poruszać po boisku. Nietrudno było wtedy stracić głowę i narobić sobie dużych problemów" - wyjaśnił zawodnik, cytowany przez "Dagbladet". Skoczek w meczu zderzył się z dyrektorem szefem Norwegów, Clasem Brede Braathenem. Na tym jednak nie kończy się historia 29-latka. Mimo problemów zdrowotnych Tande widzi światełko w tunelu i co ciekawe, z optymizmem podchodzi do kolejnej zimy, sugerując, że zawsze lepiej się prezentował na skoczni po wyleczeniu kontuzji. Rozłąka Adama Małysza i jego żony. Prezes PZN spakował walizki i ruszył do "drugiego domu"