W 1968 roku Bernd Pansold, który miał wówczas 26 lat, został zatrudniony przez wspierany przez Stasi klub sportowy SC Dynamo Berlin. W 1977 roku uzyskał stopień doktora A na Uniwersytecie w Greifswaldzie za pracę nad badaniami wydolnościowo-fizjologicznymi ze szczególnym uwzględnieniem zawartości informacji o stężeniu mleczanów we krwi sportowców wyczynowych w sporcie pływackim. W 1982 roku Pansold został szefem Dynama Sports Medicine, odpowiadając za praktyki dopingowe. - Był głównym metodykiem w Dynamo, nie tylko w pływaniu, ale także w innych sportach, w zakresie dopingu. Dynamo podlegało policji i służbie bezpieczeństwa państwa. Jego instrukcje dla podległych mu lekarzy niższej rangi miały charakter wojskowy. Dla mnie jest głównym winowajcą dopingu w berlińskim sporcie, zwłaszcza w Dynamie - powiedział po latach Raik Hannemann, były pływak z NRD, a potem dziennikarz. Był współtwórcą państwowego programu dopingowego Pansold - tak przynajmniej wynika z odtajnionych dokumentów Stasi - był zaangażowany w tworzenie państwowego programu dopingowego w sporcie wyczynowym w NRD. W 1975 roku Pansold donosił w jednym ze swoich raportów o "powszechnym stosowaniu sterydów anabolicznych wśród uczestników Centralnej Spartakiady Dzieci i Młodzieży". Według innych raportów sportowcy z NRD stosowali, także świadomie, testosteron produkowany przez VEB Jenapharm w imieniu państwa. Młodym sportsmenkom podawano także metamfetaminę, jak choćby Pervitin, który był stosowany już w III Rzeszy i miał zamieniać tamtejszych żołnierzy w nieustraszone maszyny. Po zjednoczeniu Niemiec Pansold pracował w austriackim ośrodku sportów wyczynowych w Obertauern, gdzie zajmował się głównie sportami zimowymi. W 1998 roku został skazany w Niemczech za państwowy doping nieletnich. Austriakom to jednak nie przeszkadzało. "Przytulony" przez Austrię, współpracował z wieloma gwiazdami sportu W Obertauern odwiedzała go m.in. wielka gwiazda narciarstwa alpejskiego - Hermann Maier. W gronie alpejczyków mówiło się o możliwym stosowaniu dopingu przez "Herminatora", bo nagle w sezonie 1997/1998 zrobił gigantyczny postęp. Właściwie ta zima była przełomowa dla Austriaka. Z przeciętnego alpejczyka stał się wielką gwiazdą i prawdziwą maszyną do wygrywania. Nawet po koszmarnym wypadku w czasie zimowych igrzysk olimpijskich w Nagano tylko otrzepał się i stanął na starcie kolejnych zawodów, zdobywając złoty medal. Maier oczywiście zaprzeczał kontaktom z Pansoldem. Tymczasem lata 90. w Austrii to była prawdziwa eksplozja wielkich gwiazd w takich sportach jak: wioślarstwo, lekkoatletyka, pływanie, narciarstwo alpejskie i klasyczne. To właśnie w Obertauern od Pansolda uczył się Walter Mayer, były trener kadry austriackiej w biegach narciarskich, który został dożywotnio zdyskwalifikowany przez Światową Agencję Antydopingową za podawanie dopingu. W 1999 roku austriacka sztafeta wygrała nawet mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w Seefeld. Po tym jak Pansold został w 1998 roku skazany przez niemiecki sąd, Peter Schroeksnadel, ówczesny szef austriackiej federacji narciarskiej, zajął się usunięciem tego jegomościa z Obertauern. Pansold szybko jednak znalazł nowego pracodawcę. W 2003 roku trafił do Red Bulla. Ówczesny właściciel firmy Dietrich Mateschitz nic sobie nie robił z przeszłości Niemca. W Red Bullu z know-how Pansolda, który stworzył w Thalgau wielki instytut, w którym pracowano nad wydolnością sportowców, korzystały takie gwiazdy jak Sebastian Vettel (Formuła 1) Maria Riesch (narciarstwo alpejskie) czy Lindsay Vonn (narciarstwo alpejskie). Mateschitz chciał, by jego sportowcy zaistnieli w najważniejszych dyscyplinach sportu, szczególnie w: piłce nożnej, hokeju na lodzie, narciarstwie alpejskim czy skokach narciarskich. Do tego wszystkiego potrzebował właśnie Pansolda. Stara fabryka tlenku cyny stała się fabryką dla sportowców Red Bulla. Otrzymują oni tam pomoc w każdym zakresie. Od biomechaniki przez diagnostykę, fizjoterapię aż po psychiatrię. Red Bull chciał przebadać na wylot Adama Małysz. Polak się nie zgodził Jednym z zawodników Red Bulla był wówczas Adam Małysz. Wtedy wielka gwiazda skoków narciarskich. - Nie znam kompletnie tej osoby. Nigdy nie byłem w Red Bullu na żadnych badaniach, choć dwukrotnie mnie zapraszali. Ani razu jednak tam nie pojechałem. Edi Federer, który był moim menedżerem, był dobrym kolegą Mateschitza. I kiedy tylko jacyś naukowcy z Red Bulla coś ode mnie chcieli, to wysyłałem Ediego, by załatwił tę sprawę. Zanim dostaniesz się do teamu Red Bulla, to trzeba przejść badania w potężnym instytucie wydolnościowym w Salzburgu. Ja nigdy tam jednak nie byłem. W Polsce też można było wówczas robić takie badania. Zresztą profesor Jerzy Żołądź chciał raz zrobić biopsję mojego mięśnia, ale nie zgodziłem się - opowiadał Małysz w rozmowie z Interia Sport. Toni Innauer nie ufał Red Bullowi Mateschitz chciał wyznaczyć nową drogę w sporcie. Red Bull miał być nie tylko sponsorem zawodników, ale też miał się o nich troszczyć. Jak jednak widać, nie wszyscy chcieli korzystać z tego. Red Bullowi bardzo zależało na wciągnięcie w projekt Gregora Schlierenzauera i Thomasa Morgensterna. Chcieli z nich stworzyć jeszcze lepszych zawodników. Jednak zgody na to nie wydał Toni Innauer, który pracował w austriackiej federacji. On był bardzo podejrzliwy w stosunku do ośrodka treningowego Red Bulla. - Ten pan (mowa o Pansoldzie - przyp. TK) zwracał na siebie uwagę w NRD i został skazany. Jeśli coś wybuchło tam w innym sporcie (...) Chciałem temu zapobiec. I dlatego powiedziałem: "Nie, zrobimy to sami" - wspominał Innauer w specjalnym podcaście przygotowanym przez ARD o Pansoldzie. Rozstanie z Red Bullem i tajemnicza śmierć W 2019 roku współpraca Pansolda i Red Bulla dobiegła końca. Firma nigdy oficjalnie nie ogłosiła przyczyn rozstania. Można się domyślać, że stała za tym historia z 2017 roku. Dziennikarze ARD wspominają, że w maju tego roku Maria Wintersteller dostała telefon od córki Sylvii, która pokłóciła się ze swoim partnerem. "Mamo, nie mogę tego znieść, on mnie niszczy" - usłyszała w słuchawce. Nieco później Sylvia została znaleziona martwa na łące. Jej partner stał obok niej w podkoszulku i majtkach. Tym mężczyzną był Bernd Pansold. Śledztwo przeciwko "Dr Red Bullowi" zostało umorzone, a winnym śmierci Sylvii został uznany taksówkarz. Austriacki "Standard" zrekonstruował - na podstawie przesłuchań i akt sprawy - przebieg zdarzeń od wspomnianego telefonu aż do śmierci 52-letniej Sylvii. Po rozmowie telefonicznej matka pojechała taksówką do córki. Kiedy przybyła pod jej dom, podarowany zresztą przez Mateschitza w 2016 roku, Pansold stał na ulicy skąpo ubrany. Nie wiedział, gdzie jest Sylvia. Pojechali jej szukać na łąkę. Mama Sylvii z taksówkarzem, a Pansold wziął swoje białe Audi Q5. Znalazł partnerkę i zawołał matkę. Sylvia leżała nieruchomo. Jej mama próbowała ją ocucić. Doktor Pansold nie pomagał jej w tym i nie wezwał też pomocy. Później swoją bezczynność tłumaczył konsternacją. Tymczasem znaleźli się świadkowie, którzy nie zostali przesłuchali, a twierdzą, że przed przyjazdem taksówki z matką pod dom, Pansold próbował wciągnąć kobietę do białego SUV-a. W raporcie napisano, że ślady na ciele i ubraniu kobiety powstały w wyniku uderzenia przez taksówkę. Sąd skazał zatem taksówkarza, który miał wjechać nieumyślnie w ciało Sylvii, leżącej na łące. Tyle że raport stworzony przez prawnika taksówkarza mówił o tym, że to mógł być inny samochód. Latem 2018 roku dodatkowy raport Federalnego Urzędu Kryminalnego, sporządzony przy użyciu nowych metod naukowych, doprowadził do uchylenia wyroku. Wskazywał on raczej na ślady Audi Q5. Co ciekawe w raporcie sekcji zwłok zabrakło informacji, jakie pojawiły się w orzeczeniu lekarza-ratownika przybyłego na miejsce zdarzenia. Można w nim przeczytać o "świeżych obrażeniach" takich jak "kilka krwiaków w okolicy lewej kości policzkowej i oka".