Dostawali cios za ciosem, teraz skoki za naszą granicą chcą wstać z kolan
Czeskie skoki są w wielkim kryzysie. Kolejni skoczkowie w ostatnich latach kończyli karierę, na posterunku trwa niezmordowany Roman Koudelka. Mimo upływu lat to wciąż najlepszy czeski skoczek w ostatnich latach. Za naszą granicą działacze robią jednak, co mogą, by zawodnicy z tego kraju wstali z kolan. Nawiązali w tym celu współpracę z Austriakami.
Sporo jest takich kadr na świecie, w których jest austriacka myśl szkoleniowa. Trenerem głównym Polaków jest przecież Thomas Thurnbichler. Do niedawna Norwegów do sukcesów prowadził Alexander Stoeckl, który obecnie jest dyrektorem sportowym w Polskim Związku Narciarskim. Na czele niemieckich skoków stoi z kolei Stefan Horngacher.
Zresztą Czechów też przez lata prowadził Austriak Richard Schallert. Od ubiegłego sezonu zajmuje się tym Słoweniec Gaj Trcek.
Czesi chcą odbudować skoki narciarskie. Nawiązali współpracę z Austriakami
Wiosną tego roku Filip Sakala, dyrektor sportowy u Czechów, porozumiał się ze swoim odpowiednikiem z Austrii - Florianem Lieglem. Obaj uzgodnili współpracę czesko-austriacką, z której oczywiście korzystać mają przede wszystkim Czesi.
Dzięki temu Roman Koudelka był na trzech wspólnych obozach z Austriakami, a czescy juniorzy na kilku więcej. To ma być sposób na zażegnanie kryzysu w czeskich skokach, choć na pewno nic nie stanie się z dnia na dzień.
Budować jest trudno, ale bardzo szybko można coś zburzyć. W ostatnich kilku latach czeskie skoki otrzymywały cios za ciosem. Ze skoków zrezygnowało wielu zawodników. Tylko w kwietniu tego roku jednego dnia karierę zakończyło trzech skoczków: Radek Rygl, Krystof Hauser i Frantisek Holik. Wcześniej ze skokami rozstali się wspomniany wcześniej Sakala i Frantisek Lejsek, a od dwóch lat nie skacze już Viktor Polasek, mistrz świata juniorów z 2017 roku.
Widać, że Austriacy chcą, żebyśmy wrócili na pewien poziom. Dla nich to będzie z korzyścią, bo gdyby w skokach rywalizowało tylko kilka krajów, to dla nikogo nie będą to atrakcyjne zawody
~ powiedział Sakala w rozmowie z "Dnes".
Koudelka podkreślił, że dla niego plusem była możliwość wspólnych treningów, ale zaprzeczył, jakoby Austriacy zdradzili mu tajniki swojego sprzętu. Sakala z kolei podkreślił, że obecnie w Czechach o wiele większe środki idą na juniorów, bo w nim upatruje się przyszłości. Są też świadomi tego, że budowanie niemalże od nowa czeskich skoków nie zakończy się za rok czy dwa lata, ale to proces, który może potrwać nawet dekadę.
Bez dwóch zdań Czechom pomogłoby bardzo odrodzenie się ośrodka w Harrachovie. Od lat mówi się o tym, ale nic się tam nie dzieje. Podobno na wiosnę ma ruszyć jednak przebudowa dużej skoczni. Potem blask mają odzyskać mniejsze obiekty, a dopiero na końcu Czesi zajmą się skocznią do lotów.
W Harrachovie powstaje Narodowe Centrum Sportu Narciarstwa Klasycznego, więc jest szansa, że i skoki narciarskie na tym zyskają.
- Przyszłość leży w podobnych ośrodkach, które widzimy w Austrii czy Niemczech. Chcemy budować w nich kulturę sportową. Będzie też infrastruktura szkolna. Krótko mówiąc, młodzi skoczkowie będą gdzieś przynależeli i znajdą tu wszystkie udogodnienia - zapewnił Sakala.