Dziennikarze zwrócili uwagę, że w Słowenii absolutny faworyt i "medalowy pewniak" zajął na skoczni normalnej 11. miejsce, a na dużej siódme, co nie wynikało z braku formy, którą w piątek zademonstrował w świetnym pierwszym skoku, a raczej z jego psychiki, bo norweski skoczek po raz kolejny zawiódł w najważniejszym momencie. Granerud zawiódł w najważniejszej chwili "Demony dalej krążą nad Granerudem, który wciąż nie ma indywidualnego medalu mistrzostw świata" - skomentował kanał telewizji NRK. Kanał TV2 stwierdził, że "medal uciekł Granerudowi w najważniejszej chwili i po słabym skoku w serii finałowej zeskoczył z podium, które wydawało się być już pewne". "Zawiódł, kiedy stawka była najwyższa" - zaznaczyła agencja prasowa NTB. Dziennik "Dagbladet" ocenił, że było to "brutalne lądowanie na ziemi i zmiażdżenie przez rywali. Walczył o złoto, a skończył siódmy". "Verdens Gang" dodał, że "stojąc na wieży przed drugim skokiem miał już co najmniej brązowy medal w kieszeni, która jednak chwilę później okazała się być dziurawa". Norweg był wyraźnie rozżalony i pełen pretensji do samego siebie i na antenie NRK powiedział, że swój drugi skok może porównać tylko do szamba - "Planica jak widać nie pasuje mi i miałem tu dwa najgorsze konkursy w sezonie. Cóż, takie jest jednak życie, ale czuję się z tym źle. Pozostaje mi już tylko przygotować się na ostatnią część sezonu". Piątkowy konkurs wygrał Słoweniec Timi Zajc, który wyprzedził Japończyka Ryoyu Kobayashiego oraz Dawida Kubackiego.