Interia: Reprezentacja Polski zaprezentowała się fenomenalnie w Turnieju Czterech Skoczni. Kamil Stoch był pierwszy, Piotr Żyła drugi, Maciej Kot czwarty, a pan 15. Jak świętowaliście sukces? Dawid Kubacki: - Zostaliśmy w hotelu. Mieliśmy okazję usiąść, porozmawiać i pocieszyć się z "orła", którego zdobył Kamil. Trener zafundował nam taką posiadówkę, by pobyć wspólnie w fajnym gronie, a nie od razu wsiadać do aut i jechać do Polski. Szampan się pojawił? - Szampan dojechał już pusty ze skoczni, czyli pojawiły się same butelki po nim. Trenerzy zajęli się nim jeszcze na skoczni. Pokera tym razem nie było? - Tym razem nie było na to czasu. Wcześniej oczywiście zdarzało nam się, by wieczorkiem, dla rozluźnienia, pograć w karty, zająć głowę czymś innym. To też fajny element odcięcia się od skoków, bo wtedy można skierować myśli w inną stronę. Zbliżają się konkursy w Polsce. W ubiegłym roku w Wiśle zajął pan 20. miejsce, a w Zakopanem 16. Celem na ten rok jest poprawienie tych osiągnięć? - Nie stawiam sobie celów wynikowych. Tak naprawdę ma na to wpływ kilka czynników, na które ja nie mam. Wiem, że to brzmi jak brzmi, ale chciałbym oddać dwa dobre skoki. Pewnie macie już dość powtarzania tych słów, ale są one prawdziwe. Takie założenie jest najlepsze, bo zakładając konkretne miejsce, to sam sobie narzucam presję, a ona do skakania nie jest potrzebna. Wiem, na co mnie stać. Jeśli wykonam swoją pracę, to wynik będzie dobry. Jako skoczkowie na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, jak np. warunki atmosferyczne. W Engelbergu po pierwszej serii był pan czwarty, ale drugi skok nie wyszedł. Była szansa na podium, więc pewnie długo myślał pan nad straconą okazją. - Zepsułem drugi skok, nie można tego inaczej nazwać. Wiadomo, że żałowałem, bo podium było blisko. Postanowiłem jednak potraktować to jako nauczkę na przyszłość. Znalazłem dwie rzeczy, które mogły w tym skoku nie zadziałać. Traktuję to jako bolesną lekcję, która będzie skutkować lepszymi skokami w przyszłości. W następną sobotę w Zakopanem odbędzie się konkurs drużynowy. Czuje się pan pewny miejsca w zespole? - Ciężko mówić o pewności, bo trenerzy będą wybierać skład do drużyny na bazie aktualnej formy, pewnie po treningach w Zakopanem. Teraz ciężko wróżyć, ale na pewno stać mnie na takie skoki, by być w drużynie. Kolejny raz to powtórzę, ale muszę koncentrować się na dwóch dobrych skokach, a wtedy znajdę się w czwórce wybranych. Pamięta pan MŚ z Predazzo, gdzie był pan w drużynie, która zdobyła brąz. Niedługo rozpoczną się MŚ w Lahti, gdzie pewnie chcecie poprawić osiągnięcie sprzed czterech lat. - MŚ na pewno są imprezą roku. Dla nas to jednak kolejne zawody, jakby Pucharu Świata. W naszym przypadku nic się nie zmienia. To tak jakbyśmy skakali w mistrzostwach Polski, Pucharze Świata czy Turnieju Czterech Skoczni. Chcemy oddać dwa równe skoki. Tylko z takim podejściem coś osiągniemy. Tak było z Kamilem podczas igrzysk olimpijskich w Soczi. Podszedł do nich jak do każdych innych zawodów, a jakie to przyniosło efekty, doskonale wiemy. Na mistrzostwa świata plan będzie dokładnie taki sam. Rozmawiał Łukasz Szpyrka Ty też możesz pomóc! Czekamy na Twoje wsparcie na pomagam.interia.pl!