Dawida Kubackiego i Kamila Stocha wygryźli tym razem Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. Oni z bardzo dobrej strony pokazywali się już na treningach przed sezonem. Zresztą Wąsek wygrał cały cykl Letniego Grand Prix. W kraju prym wiódł też Kubacki. Stoch musiał walczyć o miejsce na Lillehammer, ale on ma za sobą kilka tygodni przerwy w treningach, spowodowanej kontuzją kolana. Koszmar polskich skoczków się nie powtórzył. Wrócili do światowej czołówki Dawid Kubacki głodny skoków. "Możemy walczyć o dobre lokaty" Kiedy zatem Wąsek i Zniszczoł rywalizowali jeszcze razem z naszymi paniami na Lysgardsbakken, Kubacki i Stoch siedzieli już w hotelu oddalonym od skoczni o nieco ponad kilometr. Zapytany o to, czy wciąż jest w procesie składania skoków, odparł: - Moje skoki są już poskładane, ale tym razem zaskoczyła mnie trochę belka, bo ona jest w Lillehammer bardzo wysoka. To przełożyło się na problemy z pozycją najazdową. O tym problemie mówiło wiele zawodniczek i zawodników, ale każdy podkreślał, że już w kolejnych dniach powinno być o wiele lepiej pod tym względem. - Mam za sobą pierwsze skoki na śniegu. Rewelacji nie było, ale nie było też tragedii. Ostatnie dni było o wiele spokojniejsze w porównaniu do tych sprzed roku. Samopoczucie jest zatem o wiele lepsze, a noga jest dobrze wyświeżona. Teraz tylko trzeba się wdrożyć w rytm Pucharu Świata. Ważne, że jest w nas głód skakania. Wiemy, jak się prezentowaliśmy na treningach i wiemy też, że możemy walczyć o dobre lokaty. Na pewno będę cierpliwy, jak zawsze i w spokoju będę czekał na to, aż przyjdą w zawodach bardzo dobre skoki. Nie nastawiam się tak, że już od pierwszych zawodów muszę skakać na wysokim poziomie, bo inaczej będzie tragedia. To byłaby pułapka, gdybym tak się nastawił - przyznał Kubacki. Z Lillehammer - Tomasz Kalemba, Interia Sport