Dawid Kubacki świetnie zainaugurował tegoroczny Puchar Świata w Zakopanem. Obie serie treningowe wygrał, a w kwalifikacjach był drugi. Lepszy od niego okazał się jedynie 20-letni Daniel Tschofenig, który... sam był zaskoczony swoim triumfem. "Nie wiem do końca, co powiedzieć, czuję się znakomicie. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że pierwsza wygrana przyjdzie tak szybko, ale bardzo się cieszę i myślę już o niedzielnym konkursie" - mówił w rozmowie z TVP Sport. Ciekawostką jest, że przed każdym ze skoków Kubackiego do walki zagrzewała wyjątkowa piosenka. Z głośników puszczano bowiem "Pszczółkę Maję" w wykonaniu Zbigniewa Wodeckiego. To nie był przypadek, a swoista dedykacja Kubackiego dla drugiej z córek, która przyszła na świat zaledwie kilka dni temu, 6 stycznia. Dziewczynka otrzymała imię Maja. "To taka większa dedykacja, mam nadzieję. Padł pomysł, by nie powtarzać tego, co wielokrotnie było grane. Po tym, co działo się w ostatnim tygodniu, to taki fajny akcent po prostu" - tłumaczył przed mikrofonem Interii Sport. Przy okazji pokusił się też o krótką analizę swoich piątkowych prób. "Generalnie dzień na pewno na plus. Te skoki wyglądały całkiem okay, z drobnymi błędami, ale to nie było nic poważnego. W kwalifikacjach mieliśmy trochę cięższe warunki" – zaczął, a następnie kontynuował: Tą odpowiedzią Dawid Kubacki rozbawił dziennikarzy Dawid Kubacki opowiedział, jak… zamknięto go na skoczni. "Trzeba było dzwonić, żeby nas wypuścili" Kubacki pytany o porównanie otoczki wokół zawodów organizowanych w Polsce i na Turnieju Czterech Skoczni, zasugerował, że w ojczyźnie rozmowy z dziennikarzami i inne podobne obowiązki, np. spotkania z kibicami, trwają trochę dłużej. Przez to miał swego czasu pewien kłopot. "Raz zdarzyło mi się, że kiedyś zamknęli mnie tutaj na skoczni po którymś konkursie. Nie pamiętam już, czy było to na Letnim Grand Prix, ale była taka akcja. Było to w momencie, gdy wyjeżdżaliśmy ze skoczni, bo mieliśmy jeszcze u góry bufet, więc stwierdziliśmy, że jest późno i trzeba zjeść kolację. A po kolacji brama była zamknięta i trzeba było dzwonić, żeby wypuścili nas ze skoczni" - opowiedział. Później, z przymrużeniem oka, dodawał coś jeszcze. "Tutaj jest sporo kibiców, większość chce autograf, zdjęcie. I was [dziennikarzy] jest tutaj więcej niż zazwyczaj i gadamy sobie tutaj tak o pierdołach i czas leci" - śmiał się. Z Zakopanego - Interia Sport Rozczarowany Piotr Żyła po kwalifikacjach do PŚ w Zakopanem. Nawet nie chciał rozmawiać