Dawid Kubacki był dopiero dwunasty w poniedziałkowych kwalifikacjach do wtorkowego konkursu Pucharu Świata w Lillehammer. Miał pecha do warunków - zmierzono mu 0,2 m/s wiatru w plecy. Otrzymał z tytułu rekompensaty 2,7 punktu, ale nie mogło mu to osłodzić zawodu, który przeżył w powietrzu, gdy poczuł, że nie ma z czego "odlecieć". Osiągnął tylko 127,5 metra. - Chyba faktycznie nie miałem szczęścia. Z progu wyszedłem dobrze, równo, narty się nie dotknęły, ale nie było na czym się "oprzeć". Czułem, że brakowało wiatru mimo dwóch punktów od systemu. Powietrze nie chciało się rozpędzić, może byłoby inaczej z wyższego najazdu startowego - zastanawiał się przed kamerami Eurosportu. Dawid Kubacki po prologu w Lillehammer: "Może się poszczęści" Do zwycięskiego Halvora Egnera Graneruda (142 m) stracił aż 22,9 pkt. - To jest specyficzne, sami widzicie, że gdy wiatr się rusza, robią się różnice punktowe. Przeskoczył mnie o 14 metrów, 14 razy 1,8 to już prawie 30 punktów. Tego się nie da przeskoczyć. We wtorek mamy dwa skoki konkursowe, a nie jeden, więc może się poszczęści - powiedział. Zabrał także głos na temat profilu skoczni w Lillehammer. - Ten obiekt nie jest typowo starodawny, lecz pośredni. Bula jest tu wyciągnięta i można przez to lądować daleko i bezpiecznie. Na starych skoczniach ma ona duży kąt nachylenia i przy gorszych warunkach trudno jest na nich dobrze skoczyć, choć jeśli wiatr jest lepszy lub belka wyższa, to bula szybko się oddala i można lecieć na sam dół. Dodatkowo na takich obiektach metr po punkcie HS trudno jest wylądować, bo już robi się spłaszczenie - wytłumaczył. Wtorkowa rywalizacja rozpocznie się o 16:10. 60 minut wcześniej rozpocznie się seria próbna.