Drugie miejsce cieszy? - Pewnie. Myślę, że trener też potwierdzi, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty na skoczni. Jesteśmy zadowoleni. Ja szczególnie, bo w ubiegłym roku nie dane mi było wystąpić w Zakopanem. Tym bardziej cieszę się z tego, że na skocznię wróciła atmosfera. To, co się czuje na Wielkiej Krokwi przy tych wszystkich kibicach, jest naprawdę niesamowite. Pierwszy skok to była prawdziwa petarda. Otrzymał pan najwyższą notę ze wszystkich zawodników. - To chyba nie była aż taka petarda. To był na pewno solidny skok, ale był jeszcze spóźniony. Mógł na pewno lepiej wyglądać od strony technicznej. Dawid Kubacki: leciałem z workiem ziemniaków na plecach A ten w drugiej serii? Przecież skakał pan w szalenie trudnych warunkach. Najgorszych w całym konkursie. - Mimo tego wydaje mi się, że ten skok był lepszy od tego z pierwszej serii. Rzeczywiście trafiłem w trudne warunki i dało się to czuć w powietrzu. Leciałem jak z workiem ziemniaków na plecach. Strasznie ciągnęło mnie do dołu. Starałem się jednak z tego skoku wyciągnąć, ile się dało. Zabrakło niestety do zwycięstwa. Jestem jednak zadowolony z pracy, jaką wykonałem. Ten skok w finale był na granicy ryzyka? Czuł pan, że są trudne warunki, ale też widział pan zieloną linię i chyba mocno wyciągnął ten skok? - Zgadza się. Na pewno mogłem trochę ładniej wylądować i wtedy mogło to inaczej wyglądać. W takiej walce, kiedy trzeba odrabiać straty, liczy się każdy metr. Wtedy się nie kalkuluje, tylko trzeba wyciągnąć ze skoku tyle, ile się da. Przy lądowaniu przykantowała mi narta i to się odbiło na notach. Ale też ten skok nie był aż tak daleki. Przy dalszym skoku i przy takim samym lądowaniu noty wyglądałyby pewnie inaczej. Mało kto byłby w takich warunkach polecieć tak daleko jak pan w drugiej serii. Taka próba dodaje jeszcze pewności siebie? - Zawsze cieszy fakt, że choć człowiek ma świadomość, że skok nie był najdłuższy i efektowny, to jednak był on wystarczający jak na te warunki. To rzeczywiście dodaje pewności siebie. Na skoczni po prostu trzeba robić swoje i to niezależnie od warunków. Zawsze po skoku w trudnych warunkach ma lekkie niedosyt, bo chciałoby się polecieć na sam dół. Kamil Stoch żartował, a Kubacki mu odpowiedział Kamil Stoch żartował w rozmowie z dziennikarzami, że mógł pan pociągnąć metr dalej. - Jak widzicie, jestem ostatni w kolejce do wywiadów, więc łatwo było zrzucić winę na mnie (śmiech). Ja na nich nie zrzucę, bo oni już wcześniej się wypowiedzieli. Komu wierzycie? Ich jest trójka (śmiech). W konkursie drużynowym każdy z nas walczy sam ze sobą, ale na końcu liczy się wynik całej ekipy. Po konkursie łatwo się wszystko mówi. Zawsze można gdybać. Przecież każdy mógł wylądować nieco lepiej i dołożyć te pół punktu. Teraz jednak już nic nie zmienimy. Można tylko wyciągną lekcję z tego. Długo, bo prawie dwa lata czekaliście na podium w drużynówce. Przez to smakuje ono wyjątkowo? - Każde podium smakuje wyjątkowo. A to w Zakopanem tym bardziej. Tym bardziej szkoda tego jednego punktu. W Zakopanem - notował Tomasz Kalemba, Interia Sport