Kiepski początek nowego sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich w wykonaniu Polaków. W konkursach w Ruce, Lillehammer, Kilngenthal i Engelbergu zajmowali miejsca głównie w trzeciej dziesiątce zawodów, a to i tak przy "pomyślnych wiatrach". Zdarzały się bowiem problemy z awansem do serii finałowej, a nawet z przebrnięciem przez kwalifikacje. To powodowało napięcia i domysły. Zwłaszcza po wypowiedziach Kamila Stocha i Dawida Kubackiego, które odczytane zostały jako szpila wbijana w sztab szkoleniowy z Thomasem Thurnbichlerem na czele. Zdaniem Rafała Kota z Polskiego Związku Narciarskiego niektóre medialne teksty skoczków padały "niepotrzebnie". "Nie ma żadnego rozłamu i buntu. Zwalniania sztabu szkoleniowego też nie będzie. Najważniejsze decyzje odbywają się za zamkniętymi drzwiami" - zapewniał w rozmowie z TVP Sport. Z kolei Adam Małysz postawił bardzo konkretną diagnozę i wskazał na największy problem naszej kadry. Jego zdaniem "chodzi przede wszystkim o pozycję dojazdową". To ona wymaga koniecznej poprawy. Niestety, to nie żadna nowość, a rzecz która ciągnie się za Polakami od dawna. "W zeszłym roku udało się to na tyle wypracować, że zaczęło funkcjonować, ale w tym roku problem powrócił. Jeden trening nie zmieni tego na pewno" - mówił dla Przeglądu Sportowego Onet. Tymczasem w świat płynie następny głos, tym razem już z samego obozu skoczków. Dawid Kubacki wlewa nieco optymizmu w serca kibiców, a jednocześnie przyznaje się do czegoś ważnego i osobistego. Wrze u Polaków przed Turniejem Czterech Skoczni. Wychodzą nowe fakty. "Widziałem na własne oczy" Światełko w tunelu w kadrze polskich skoczków? Dawid Kubacki: "Te skoki zupełnie inaczej wyglądały" Mimo że nie udało się zawojować konkursu w Engelbergu, Dawid Kubacki i tak dostrzega pozytywy, a przynajmniej w swoich próbach. "Te skoki zupełnie inaczej wyglądały i była w nich dużo fajniejsza energia. Przy troszkę lepszych warunkach to i chciało lecieć w pierwszej serii, w drugiej zresztą też nie było najgorzej, choć nie wybitnie. To dobra rzecz, którą wyciągam z tego weekendu. Ta konsekwencja działa" - zapewnia w rozmowie ze Skijumping.pl. Oczywiście dobrze wie, że nadal popełnia błędy, które należałoby wyeliminować, ale są plany, które mogą w tym pomóc. Teraz najważniejsza jest stabilizacja. I wsparcie sztabu, które czuje i otrzymuje. "Potrzeba sporo cierpliwości i samokontroli, by za wcześnie nie wypalić z kolejnymi elementami, ale baza zaczyna działać i to cieszy mnie najbardziej" - objaśnia. Pierwszy etap nowego sezonu PŚ był dla Kubackiego szczególnie ważny. Wrócił do rywalizacji po rodzinnym dramacie. Z początkiem roku jego żona trafiła szpitala z problemami kardiologicznymi. Jej stan był bardzo poważny. Lekarze dokonali jednak cudu i dziś Marta Kubacka żyje, funkcjonuje w miarę normalnie, co pozwala jej mężowi na kontynuowanie kariery. Lecz emocji i wspomnień nie da się pozbyć, co przyznaje teraz sam Dawid. Trudna prawda jest taka, że te te wciąż w nim siedzą. Cieszy się, że teraz jest chwila na złapanie oddechu, występy przed polską publicznością i "czas z rodziną w fajnej atmosferze". "Trzeba odpocząć, naładować baterie, napełnić brzuszek i później z werwą i energią jechać na Turniej Czterech Skoczni" - podsumowuje. Kryzys w kadrze skoczków, a tu jeszcze taki cios przed Turniejem Czterech Skoczni. To brzmi fatalnie