Po cudownym konkursie dwa lata temu w Seefeld Kubacki został trzecim polskim indywidualnym mistrzem świata w skokach obok Adama Małysza i Kamila Stocha. Przed rokiem Kubacki dopisał się jako trzeci po Małyszu i Stochu do listy polskich triumfatorów Turnieju Czterech Skoczni. Ale jako jedyny z tego trio nigdy nie był nazywany cudownym dzieckiem. Pyza wyrosła Kariera Kubackiego to swoista ucieczka przed stereotypem. Trenerzy widzieli w nim skoczka o umiarkowanych możliwościach i nieprzeciętnej pracowitości. Zbigniew Klimowski, u którego skakać zaczynali Stoch i Kubacki, pierwszego bez wahania nazywa diamentem. - Dawid to zupełnie coś innego - dodaje. W takim samym stopniu imponował mu jednak upór, determinacja i cierpliwość pyzatego chłopca, który na treningi przynosił kanapki w plecaku. Gdzie taka pyza może jednak dolecieć? Ale pyza wyrosła. I nie poddawała się. Dawida na skocznię pchnęła pasja latania. - Marzyłem o unoszeniu się w powietrzu jako dziecko i dopiero później uświadomiłem sobie, że człowiek nie jest w stanie, jeśli w jakiś sposób nie przypnie sobie skrzydeł - mówił niedawno. On przypinał sobie skrzydła na różne sposoby. W swoim rodzinnym domu miał pracownię modeli latających, półtora roku temu zrobił kurs pilota szybowcowego. Na nartach kontakt z przestrzenią jest jednak najbardziej bezpośredni. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Prawdopodobnie dlatego porażki na skoczni nigdy nie były dla Kubackiego końcem świata. Choć widzieliśmy go bliskiego furii na igrzyskach w Pjongczangu, po konkursie na normalnej skoczni. W kwalifikacjach miał najdłuższy skok - 104,5 m choć wyżej sklasyfikowano Andreasa Wellingera (103) i Stocha (104). Ale w konkursie sędziowie nakazali skakać Dawidowi w najgorszych warunkach wietrznych. Spadł na 88. metr i nie awansował nawet do serii finałowej. - Poczułem się tak, jakby w locie ktoś wrzucił mi na plecy worek cementu - powiedział wtedy. Na dużej skoczni był piąty po pierwszym skoku. Zaatakował podium, ale się nie udało. Wracał z koreańskich igrzysk z brązowym medalem w drużynie. - Nie czujesz niedosytu? - pytaliśmy. - A co mi to teraz da? Ja mam patrzeć przed siebie, a nie grzebać się w przyszłości - powiedział. Dwa lata temu na mistrzostwach świata w Seefeld scenariusz wyglądał podobnie jak w Pjongczangu. Zaliczany do faworytów Kubacki skakał na Bergisel przeciętnie. Jakby wciąż nie był w stanie unieść presji. Na to samo zanosiło się w zawodach na normalnym obiekcie Toni-Seelos-Olympiaschanze. Po pierwszym skoku (93 m) w najbardziej szalonych zawodach w historii był dopiero 27. I nagle stał się cud. Wygrał, uzyskał aż 11,5 m więcej niż w pierwszej serii, tymczasem rywale spadali z namokniętego deszczem progu. Stojąc przy skoczni słyszeliśmy tylko pisk radości Marty, wtedy dziewczyny Dawida, dziś już żony. Droga na szczyt Kubacki szedł na szczyt inną drogą niż Stoch, mając mniej naturalnego doładowania i raczej mgliste widoki na sukces. Sam Dawid nie zgadza się z takim postawieniem sprawy. - Jakiś talent do skoków musiałem jednak mieć - mówił z uśmiechem, gdy dwa lata temu stanął na podium w noworocznym konkursie w Ga-Pa. Powtórzył ten wynik przed rokiem, teraz wygrał bijąc rekord skoczni - 144 m. Wychodzi na to, że skocznia olimpijska w Ga-Pa wyjątkowo mu odpowiada. Piął się powoli w sportowej hierarchii. Metodą małych kroczków. Ale cierpliwie. Przecież pierwsze punkty w Pucharze Świata zdobył dopiero w szóstym sezonie startów. Na mistrzostwach świta juniorów był trzy razy, a najlepszy wynik to 31. pozycja w 2010 roku w Hinterzarten. Mistrzem został wtedy Michael Hayboeck. Wcześniej w Szczyrbskim Plesie (2009 rok) i Kranju (2006) był w cieniu innych Austriaków Lukasa Müllera i Gregora Schlierenzauera. Gdy oni błyszczeli jak gwiazdy przyszłości, on ani razu nie przebił się nawet do serii finałowej. Natura wcale nie była dla niego niełaskawa. Jest silny, na rozbiegu osiąga wysokie prędkości. Wybija się w powietrze z dużą mocą. Przez lata kłopot polegał na zbyt wysokiej krzywej lotu. Dawid wychodził za mocno w górę, a potem zamiast szybować jak Stoch, spadał nagle na zeskok. Kto odmienił Dawida Zaczęło się to zmieniać w 2015 roku, kiedy ówczesny trener reprezentacji Łukasz Kruczek odesłał go do kadry B. To co mogło być sportową traumą, Kubacki przekuł na swoją korzyść. Kubacki z własnej woli wrócił do pracy z psychologiem. Polski Związek Narciarski zostawił mu wolną rękę, on uważał, że coś nie gra w jego psychice. - Odporność to też kwestia pracy. Potrzeba czasu, by oswoić się ze stresem. Dawid był tego świadomy. Czuł, że potrzebuje pomocy - opowiadał Klimowski. Kubacki dodaje, że jest przeciwny regularnym spotkaniom z psychologiem. - Kontaktuję się, gdy coś się dzieje, gdy potrzebuję rady, lub rozmowy - tłumaczył. Maciusiak zaczął wydobywać Dawida z głębokiego impasu. W ostatnim sezonie u Kruczka Kubacki zajął w Pucharze Świata dopiero 53. miejsce. Z Maciusiakiem wskoczył na 29. pozycję i od tamtej pory regularnie się poprawia. Stefan Horngacher z miejsca przywrócił Dawida do kadry A. Z nim Kubacki dokonał kolejnych zmian w technice i następnego skoku jakościowego. Ale nawet w marcu 2017 roku, gdy razem ze Stochem, Piotrem Żyłą i Maciejem Kotem zdobywał pierwszy dla Polski złoty medal mistrzostw świata w drużynie, uchodził za jej najsłabsze ogniwo. Dziś jest liderem, czeski trener Michal Doleżal wystawia go w konkursach drużynowych w czwartej grupie. Pamiętam konkurs w Zakopanem w 2014 roku. Trener kadry Łukasz Kruczek podawał skład na igrzyska w Soczi. Sporna była sprawa jednego miejsca. Kubacki, czy cztery lata młodszy, okrzyknięty genialnym dzieckiem polskich skoków Klemens Murańka? Kruczek wybrał Kubackiego, który w Soczi nie odegrał żadnej roli. Wielu z nas odebrało wybór Kruczka jako zbyt zachowawczy. W 1972 roku Wojciech Fortuna pojechał na igrzyska w Sapporo na przyczepkę i wrócił ze złotem jako narodowy bohater. Czas pokazał, że Kruczek właściwie oceniał potencjał Kubackiego. Kiedy trzy lata temu zagadnąłem lekarza kadry, że Kubacki miał życiowy sezon, Aleksander Winiarski stwierdził "proszę pana, życiowy sezon to Dawid wciąż ma przed sobą". Aż trudno uwierzyć, że w dyscyplinie tak loteryjnej, która często opiera się wszelkiej logice, Kubacki od sześciu lat konsekwentnie poprawia swoje wyniki. Kryzysy, które zdarzają się innym, jego właściwie nie dotyczą. Dariusz Wołowski Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!