Zespół Stevensa-Johnsona jest chorobą z pogranicza immunologii i dermatologii, zaliczany jest to grupy rumienia wielopostaciowego. Jest to nagła i zagrażająca życiu reakcja skórna, często w wyniku zażycia leków, gdy dochodzi do pojawienia się ostrych zmian błon śluzowych oraz naskórka. "Zaczęło się na początku maja od zwykłego zakażenia dróg oddechowych i po zażywaniu przepisanego mi antybiotyku po jakimś czasie zacząłem się źle czuć. Pewnego dnia po obudzeniu się spojrzałem w lustro i wpadłem w panikę, ponieważ całe moje usta i ich okolice były jedną wielka raną, a ja miałem poważne trudności z oddychaniem" - powiedział Tande w rozmowie z agencją NTB. Skoczek opisał, że miał wielkie szczęście, że natychmiast zadzwonił po taksówkę i po wizycie na pogotowiu został przewieziony do szpitala. "Myślałem, że umieram. Na szczęście, jak powiedzieli lekarze, znalazłem się w szpitalu w niecałą dobę po pierwszych poważnych objawach i zdążyłem przed rozszerzeniem się choroby na inne części ciała. Jak się dowiedziałem, przy 10 procentach zaatakowanej skóry prawdopodobieństwo śmierci wynosi 30 procent". 24-letni skoczek przebywał w szpitalu dwa tygodnie, schudł kilka kilogramów i jest - jak powiedział NTB - "wrakiem człowieka". Z tego powodu otrzymał zakaz treningów na czas nieokreślony. Tande w styczniowych mistrzostwach świata w lotach narciarskich w Oberstdorfie zdobył złote medale indywidualnie i drużynowo. Przed dwoma laty podczas MŚ w lotach w Kulm wywalczył srebro w drużynie. W tegorocznych zimowych igrzyskach olimpijskich w Pjonczangu zdobył złoty medal drużynowo.