W maju media obiegła wieść o zielonym świetle, jakie FIS zapalił dla Sandro Pertile i jego pomysłu na zmiany kwot startowych dla czołowych nacji reprezentowanych w Pucharze Świata w skokach narciarskich. Jak tłumaczył dyrektor PŚ, ma to na celu "pomoc w promocji tej dyscypliny w krajach, które nie zaliczają się do potęg". Zgodnie z nowymi przepisami dla najlepszych ekip zmniejszony zostanie maksymalny limit startowy. Od teraz będzie można wystawić nie więcej niż sześciu zawodników. "Odświeżono" również zasady ustalania kwot startowych. Te wciąż swoje źródło mają w Liście Alokacyjnej Pucharu Świata, lecz tą drogą zakwalifikowanych zostanie pięciu skoczków, a nie sześciu, jak to było dotychczas. Kwotę o jedno miejsce można powiększyć przez Puchar Kontynentalny. Zmodyfikowano też kwotę krajową, a grupa gospodarza zawodów będzie składać się już nie z sześciu, a z czterech reprezentantów. Co to wszystko oznacza dla Polski? Na pewno zaciętą walkę o miejsce w składzie, bo chętnych nie brakuje. W praktyce może jednak wyjść tak, że nawet ci, którzy są w lepszej formie niż ich koledzy z innych krajów, przez nowe ograniczenia nie będą mogli spróbować swoich sił w Pucharze Świata. Polacy mogą mieć zatem uzasadniony żal do FIS, który podjął szereg przeróżnych decyzji. Nie kryją się ze swoimi opiniami. Jednak to nie były tylko plotki o Kamilu Stochu. Potwierdzają się słowa żony. "Pełny radości" A jednak, przeforsowano zmiany w nowym sezonie PŚ w skokach. Ważny głos z obozu Polaków "Zmiany, które FIS wprowadza, są dla mnie dziwne. Zaczynając od zmniejszenia kwot startowych, które utrudni życie zawodnikom walczącym o powrót do PŚ, czy likwidacji konkursów drużynowych, czym ogranicza się liczbę tych, którzy wystąpią na igrzyskach olimpijskich" - mówił niedawno Jakub Wolny w rozmowie ze Sport.pl. Oprócz obcięcia kwot startowych światowa federacja zdecydowała się jeszcze na wprowadzenie skanerów 3D do kontroli ciała oraz na przekształcenie na igrzyskach konkursu drużynowego w format duetów. Nasi skoczkowie niekoniecznie są zadowoleni z tylu zmian. "Nie jesteśmy szczęśliwi, że to ciągle się zmienia, zwłaszcza że w nowym systemie kontroli nie wszystko było idealne. Słyszeliśmy, że przed zawodami w Ruce mają nas zmierzyć jeszcze raz. Mamy nadzieję, że w tym pomiarze wszystko będzie tak, jak powinno, bez kontrowersji. Moim zdaniem niektóre sprawy są wprowadzane na siłę" - mówi Paweł Wąsek cytowany przez TVP Sport. Trzy grosze dorzuca jeszcze Piotr Żyła, który odnosi się do tematu wycofania drużynówek. "Mogę mieć swoje zdanie, które właśnie poznaliście i ono nie pochwala raczej tego pomysłu. Tylko co my mamy do gadania?" - pyta retorycznie. "Mogę mówić, że skoki przez te decyzje zrobią się tylko coraz bardziej ekskluzywnymi. Tylko, słuchajcie, my mamy świadomość ze nawet, jeśli byśmy się odezwali, to pewnie nikt nic z tym nie zrobi. I jest takie poczucie, że to nie leży w naszych kompetencjach. Jesteśmy zawodnikami, nie decydujemy" - podsumowuje. Polski skoczek nie przebierał w słowach. Gorzkie słowa przed sezonem