Finowie ostatni medal wielkiej imprezy zdobyli w 2007 roku, podczas mistrzostw świata w Sapporo. Drugi był wtedy na dużej skoczni Harri Olli - skandalista, który całkiem niedawno niechlubnie przypomniał o sobie, publicznie wyrażając poparcie dla agresji Rosji na Ukrainę. Od tamtej pory narodowi z północy nie udawało się doskoczyć do czołówki, z małymi wyjątkami. Ostatnie podium konkursu Pucharu Świata świętował on na początku 2014 roku. Podczas Turnieju Czterech Skoczni konkurs w Innsbrucku wygrał sensacyjnie były kombinator norweski, Annsi Koivouranta. W jednoseryjnym konkursie wyprzedził Simona Ammanna i Kamila Stocha. Człowiek znikąd pokonał Morgensterna. Rok później wypadł z kadry Przełamanie fińskich skoków. Czekano 10 lat Od tamtej pory trwała gigantyczna posucha, przerwana dopiero w tę sobotę. Nie przez zawodnika jednak, a... zawodniczkę, w dodatku - po mocno niecodziennej rywalizacji. W konkursie PŚ w Sapporo drugie miejsce zajęła Jenny Rautionaho. 27-latka z Rovaniemi przed rozpoczęciem obecnego sezonu nigdy nie zbliżyła się nawet do takiego rezultatu. Jej najlepszym wynikiem było 9. miejsce w Wiśle, wywalczone w 2022 roku. Obecna zima jest jednak dla niej przełomowa. Już trzykrotnie meldowała się w czołowej "10" zawodów najwyższego szczebla (dwukrotnie w Engelbergu oraz w Garmisch Partenkirchen, zajmując odpowiednio 9., 5. i 5. miejsca), a dziś zaliczyła historyczne, pierwsze podium w karierze. Na słynnej Okurayamie zdobyła je jednak w nietypowych okolicznościach. Jury zbyt ostrożne? By zdobyć drugie miejsce, na skoczni HS 134 wystarczyło oddać skoki na... 115. i 120. metr. Zwyciężczyni - Eva Pinkelnig z Austrii notowała 115,5 i 119 metrów. Jury ustawiło rozbieg niezwykle zachowawczo, co jednak nie umniejsza w żadnym stopniu sukcesu reprezentantki Finlandii. Czy dla nacji z północy idą lepsze czasy? Być może. Minionej zimy mistrzem świata juniorów został przecież rodak Rautionaho, Vilho Palosaari. On w konkursie PŚ wystąpił w tym sezonie tylko raz - w Ruce, gdzie był 45.