Przed rokiem polscy juniorzy zostali drużynowymi wicemistrzami świata. W składzie znaleźli się: Kacper Tomasiak, Klemens Joniak, Jan Habdas i Marcin Wróbel. Indywidualnie po brąz sięgnął Habdas. Do tej młodej fali polskich skoczków należą też: Wiktor Szozda, Klemens Staszel, Tymoteusz Amilkiewicz i Łukasz Łukaszczyk. Ten ostatni został właśnie brązowym medalistą młodzieżowych zimowych igrzysk olimpijskich w Pjognczangu. Wielki sukces polskiego skoczka. Mamy pierwszy medal. Dramatyczny przebieg konkursu PZN musi działać. Nie możemy stracić tego pokolenia Już dawno w naszym kraju nie było tak dużej grupy utalentowanej młodzieży. Najważniejszym zadaniem będzie teraz to, żeby nie zmarnować tego potencjału. Kiedyś w Polsce do szkolenia juniorów zatrudniono Stefana Horngachera i owoce jego pracy zbieramy do dzisiaj. Czas, by znowu za pracę u podstaw zabrał się w Polsce uznany szkoleniowiec, żebyśmy mogli w przyszłości znowu cieszyć się wielkimi sukcesami. Nie możemy pozwolić sobie na stratę tego pokolenia. - Gdyby Łukasz się nie przewrócił po lądowaniu, to wygrałby te zawody z dużą przewagą. Dobrze, że mamy znowu takich zawodników. Ci, którzy są obecnie w kadrach, to skoczkowie, którzy odnosili sukcesy w gronie juniorów. Od pewnego czasu nie mieliśmy sukcesów w tych młodszych kategoriach, ale teraz znowu one wracają. To cieszy, bo ci zawodnicy mogą być przyszłością polskich skoków - powiedział Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego. Co teraz zrobić, by ich juniorskie sukcesy przełożyły się na seniorskie? Prezes PZN zauważył jedną rzecz. Nasi skoczkowie mają problem z odpowiednim mentalem. - Wydaje się, że jeszcze w treningach przed konkursami wszystko działa, ale kiedy przychodzi konkurs, mają problem. Nikt nie jest w stanie wytłumaczyć, co się dzieje. To dotyczy także starszych zawodników. Jest jakiś problem. Mamy możliwość pracy z psychologami, ale to wciąż jest bardzo indywidualna rzecz - powiedział sternik związku. Zapytany o to, czy może na naszych skoczków źle nie wpływa presja związana z wynikami, bo ciągle oczekuje się od nich zwycięstw, odparł: - Chyba nigdzie na świecie nie ma aż tak rozwiniętych mediów, jeśli chodzi o skoki. To powoduje, że pojawia się duża presja. Sam wiem o tym. Mnie było trochę prościej, bo skakałem w innych czasach. Teraz wiem, jak to działa w tym pędzącym świecie. Na pewno teraz ruch należy do PZN. Pozycja Thomasa Thurnbichlera wydaje się niezagrożona i to on powinien wziąć się za układanie klocków od podstaw piramidy. Przez dwa lata nie miał na to czasu, ale teraz nadeszła pora na to, by wziął pełną odpowiedzialność za polskie skoki. Z Zakopanego - Tomasz Kalemba, Interia Sport