Doprawdy aż trudno uwierzyć w to, co na początku sezonu dzieje się z reprezentacją polskich skoczków, na czele z jej największymi liderami, czyli Dawidem Kubackim, Piotrem Żyłą, a przede wszystkim Kamilem Stochem. Celowo nie używam słowa "przyzwyczaić", bo wszyscy ciągle wierzymy, że to tylko stan przejściowy, choć szalenie niepokojący. Bardzo wymowny apel Thomasa Thurnbichlera. Co dzieje się wewnątrz kadry? Żeby zrozumieć, w jak poważnej, a zarazem niespotykanej sytuacji znalazł się sport, w którym w erze Adama Małysza rozkochały się miliony Polaków, trzeba spojrzeć na wykres, opracowany przez Adama Bucholza ze skijumping.pl. Okazuje się, że w XXI wieku na tym etapie sezonu, po czterech pierwszych konkursach, tylko dwa razy "Biało-Czerwoni" zgromadzili mniej punktów. Było to w sezonach 2008/09 oraz 2012/13 (odpowiednio 30 i 25 punktów). Obecnie w klasyfikacji Pucharu Narodów dorobek Orłów to marne 61 "oczek". W przypadku tak utytułowanych zawodników, jak wymienione trio, taka sytuacja od początku jest nie do zaakceptowania i ciężko im się pogodzić, że sezon rozpoczęli w tak fatalnym stylu. Już w trakcie i po inauguracyjnym weekendzie w Ruce było "ciekawie", między innymi za sprawą Kubackiego, który stanął przed kamerą Eurosportu i z dużym zdziwieniem zareagował na przywołane przez reportera słowa trenera Thomasa Thurnbichlera, który oznajmił, że w ostatniej próbie widać było, iż nogi u Kubackiego jeszcze na sto procent nie pracują. - Dziwi mnie jego zdziwienie - a po takiej reakcji, gdy dziennikarz ponowił pytanie, już bardziej odniósł się do sedna. Jeszcze goręcej było, gdy dwukrotny medalista olimpijski i mistrz świata pojawił się w studiu TVN. Tam już mocno skonfrontował się z koncepcją trenera Thomasa Thurnbichlera na prędką naprawę obecnej sytuacji. - No, moim zdaniem to nie tędy droga. Tutaj trzeba się skupić na podstawach, na tym co jest proste do zrobienia, a nie rozbijać tych skoków po prostu na milion kawałków, bo to nic nie daje. Gdy ja z nim rozmawiałem, to raczej właśnie w tę stronę. Nie kombinujmy, nie rozkładajmy tego na milion części, bo jak ja sobie rozwalę koncentrację na siedem różnych rzeczy, to żadna z nich nie zadziała dobrze. Takie jest moje założenie i tego się trzymam. Trochę się ze mną kłócą i nie bardzo dają mi iść tym torem, ale pewnie dziś (w niedzielę - przyp.) znowu będziemy gadać - wypalił Kubacki. To tylko przykład, bo również Kamil Stoch bardzo jasno artykułuje swoje myśli, a odczuć narosło także po fatalnym ostatnim weekendzie, w Lillehammer. "Zawodnicy muszą podążyć z nami tą drogą. Wtedy poradzimy sobie jako zespół" Z postawy liderów kadry można było wyciągnąć wniosek, że coś niedobrego dzieje się wewnątrz kadry. Tymczasem na swój problem, z punktu widzenia szefa grupy, czyli głównego trenera kadry, na którym spoczywa ciężar podźwignięcia całej reprezentacji, zwrócił uwagę sam Thurnbichler. I jego słowa, wypowiedziane przed kamerą oficjalnego kanału Polskiego Związku Narciarskiego, zabrzmiały mocno niepokojąco. Bo, jeśli wsłuchać się w przekaz, ma bardzo utrudnione zadanie. - Wciąż czekamy na ostateczne potwierdzenie, które skocznie będą dla nas dostępne w kraju, aby znaleźć dobre rozwiązanie dla każdego z zawodników. Jasne jest, że musimy się poprawić - zaczął austriacki szkoleniowiec, by następnie wygłosić kilka kluczowych zdań, które brzmią niczym apel, aby zawierzyli swoistemu planowi naprawczemu.