O godzinie 16:00 rozpoczął się pierwszy z dwóch z zaplanowanych na ten weekend konkursów indywidualnych Pucharu Świata w niemieckim Willingen. Wyniki serii próbnej mogły zmartwić polskich kibiców - Aleksander Zniszczoł zajął co prawda 18. miejsce, ale Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Piotr Żyła znaleźli się na pograniczu drugiej i trzeciej dziesiątki (odpowiednio 27., 29. i 31. lokata), co sugerowało, że w zawodach głównych mogą być zagrożeni brakiem awansu do serii finałowej. Zawody pokazały, że obawy były uzasadnione. Pierwsza seria: Zniszczoł 3., Kubacki 30., Stoch i Żyła odpadają Polskie akcenty w pierwszej serii rozpoczął Aleksander Zniszczoł. Udowodnił, że może być w tym momencie nazywany liderem polskiej reprezentacji, osiągając aż 145,5 metra. Po swojej próbie zajmował drugie miejsce ze stratą 3 punktów do Anttiego Aalto. 29-latek z Cieszyna na półmetku był trzeci, co zwiastowało walkę o podium. Pomiędzy nim a prowadzącym Finem znalazł się jeszcze Johann Andre Forgang. Tuż po Zniszczole na rozbiegu pojawił się Stoch, który zgasił entuzjazm fanów, lądując na 120. metrze. Taka odległość nie mogła dać awansu (końcowo 43. miejsce). Trzykrotny mistrz olimpijski po raz kolejny miał bardzo niską prędkość najazdową - był pod tym względem najgorszy w stawce (86,3 km/h). - Wszystko jest nie tak, począwszy od złego ruszania z belki, kończąc na samej długości lotu. Nie mam pojęcia, gdzie jest problem - powiedział przed kamerami Eurosportu. Kubacki również nie błysnął. Poleciał na 130. metr, ale na obiekcie o rozmiarze HS147 nie jest to imponująca odległość. Przez długi czas znajdował się na drugiej lokacie wśród zawodników oczekujących na wskoczenie do rundy finałowej. Karl Geiger swoim nieudanym skokiem "wpuścił" do trzydziestki Zaka Mogela, a Polakowi "przysługę" niespodziewanie mógł zrobić Jan Hoerl, ale jednak wyprzedził go o 0,1 pkt. Gdy wydawało się, że wszystkie karty w kwestii awansu są już rozdane, sensacyjnie blisko wylądował lider PŚ Stefan Kraft. 122 metry dały mu dopiero 39. lokatę i odpadnięcie z konkursu, dzięki czemu Kubacki awansował "tylnymi drzwiami" do drugiej serii. Fatalnie poszło Żyle, który skoczył tylko na odległość 106,5 metra. Jego próba nie była efektowna, przez całą jej długość leciał bardzo nisko nad zeskokiem. Znalazł się na przedostatnim miejscu, wyprzedzając tylko Ukraińca Witalija Kaliniczenkę. Druga seria: Rekord Forfanga, regres Zniszczoła, progres Kubackiego Rundę finałową rozpoczął Dawid Kubacki. Mimo wiatru "gorszego" o metr na sekundę niż kilkadziesiąt minut wcześniej poprawił się o 4,5 metra (134,5 m). Pozwoliło mu to w ostatecznym rozrachunku na awans aż na 23. lokatę. Na najważniejsze rozstrzygnięcia trzeba było poczekać oczywiście do skoków ostatnich zawodników. "Petardę" odpalił Kristoffer Eriksen Sundal (150 m), ale miał także 2,8 m/s wiatru pod narty. Na drugim biegunie znaleźli się Peter Prevc i Andreas Welinger, którzy spadli do drugiej dziesiątki. Wszystkie oczy zwróciły się na Zniszczoła, który jednak poleciał tylko na 130. metr i zakończył zawody na ósmej pozycji. To pierwsze miejsce jakiegokolwiek z Polaków w "TOP10" w tym sezonie, ale i tak pozostał spory niedosyt. Tuż po 29-latku na rozbiegu pojawił się Johann Andre Forfang i wprawił w osłupienie wszystkich, ustanawiając nowy rekord skoczni - skoczył aż 155,5 metra! Od wczoraj dzielił poprzedni (153 m) z Klemensem Murańką, który poleciał tak daleko w 2021 roku. Aalto nie był w stanie przebić Forfanga, wylądował na 14. lokacie. Drugie miejsce dla Ryoyu Kobayashiego (awans o 13 pozycji, ale strata do Norwega aż 31-punktowa), a trzecie dla wspomnianego Sundala. Za nim Michael Hayboeck, Domen Prevc, Daniel Tschofenig i Manuel Fettner. Za Zniszczołem pierwszą dziesiątkę uzupełnili Niko Kytosaho i Lovro Kos.