Za nami trzy stacje w Pucharze Świata w skokach narciarskich. Polacy, którzy fatalnie rozpoczęli sezon w Ruce, poprawili się nieco w Klingenthal, ale to wciąż są skoki dalekie od tych, do jakich nas przyzwyczaili. Dwa pierwsze weekendy to była kompletna dominacja Niemiec i Austrii. Ci ostatni nieco spuścili z tonu w niedzielnym konkursie w Klingenthal. W nim w czołówce pojawili się Słoweńcy. Reszta ekip wciąż jest daleko w tyle. Czas na akcję ratunkową dla skoczków. Thomas Thurnbichler: to jest moja praca Skoki narciarskie. Andreas Goldberger nie może uwierzyć w to, co stało się z polskimi skoczkami O tym, co dzieje się z polskimi skoczkami i dlaczego Niemcy oraz Austriacy tak zdominowali początek sezonu, porozmawialiśmy z Andreasem Goldbergerem, byłym mistrzem świata w skokach, mistrzem świata w lotach, trzykrotnym zdobywcą Kryształowej Kuli i dwukrotnym triumfatorem Turnieju Czterech Skoczni. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Dla pana to niespodzianka, że Polacy tak źle zaczęli ten sezon? Andreas Goldberger: - Tak. To bardzo dziwne. Dla mnie to jest olbrzymie zaskoczenie. Jeszcze latem wszystko wyglądało całkiem dobrze, ale nagle w Ruce coś się stało. W Lillehammer i w Klingenthal było już nieco lepiej, ale wciąż wygląda to zaskakująco niedobrze. Kiedy rozmawialiśmy przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Pekinie, gdy nasi skoczkowie również nie błyszczeli, mówił pan, że trzeba zachować spokój. Widział pan wówczas szansę na złapanie formy. Teraz też widzi pan dla Polaków nadzieję na wyjście z dołka? - Teraz Polacy potrzebują dobrych wyników w Pucharze Kontynentalnym i to najlepiej ze strony młodych zawodników. Chodzi o to, by mogli wywalczyć dodatkowe miejsce na kolejny period, bo teraz - zgodnie z nowymi przepisami - mogą mieć tylko pięciu skoczków w zawodach Pucharu Świata. To jest trudna sytuacja. Niebawem z kolei Turniej Czterech Skoczni. Oczywiście to nie będą igrzyska olimpijskie, ale ta impreza, podobnie jak mistrzostwa świata w lotach w Bad Mitterndorf, to będą najważniejsze wydarzenia sezonu. Nie wolno się jednak niecierpliwić. Piątkowe skoki w Klingenthal pokazały, że Polacy nie zapomnieli, jak się skacze. W Klingenthal zabrakło Kamila Stocha. Nasz wielki mistrz już na początku sezonu został odsunięty od Pucharu Świata, by szukać formy w spokojnym treningu. - To naprawdę wielkie zaskoczenie. Zresztą jak postawa wszystkich waszych weteranów, bo i Piotr Żyła, i Dawid Kubacki nie skaczą dobrze, choć ten ostatni w piątek i sobotę prezentował się już znacznie lepiej. Na razie - poza sobotnim konkursem w Klingenthal - ci doświadczeni skoczkowie zajmują miejsce w trzeciej "10". To nie jest normalne, jeśli chodzi o polskich zawodników. Gdzie pana zdaniem tkwi problem? To jest spowodowane zmianami sprzętowymi, do których Polacy się nie dostosowali, czy raczej przyczyną są kłopoty z techniką? - Na to składają się oba te czynniki. Myślę, że pewien wpływ miały zmiany sprzętowe, jakie latem zostały wprowadzone. Zmieniona została wkładka do butów, kliny pod butami, ale też - po nowych pomiarach - kombinezony. To wszystko jest trudne, bo wpływa na prowadzenie nart. Tyle że zauważyłem też u polskich skoczków, kiedy oglądałem w telewizji zawody w Ruce, że oni po prostu skakali źle technicznie. Mieli zły balans w pozycji najazdowej, a to powodowało, że nie wybijali się z pełną siłą. Nie byli zbyt aktywni. To jednak wróci. Wierzy pan w talent trenerski Thomasa Thurnbichlera i w to, że pociągnie młodych zawodników na wyższy poziom? - Mam nadzieję, że wyprowadzi drużynę z tego kryzysu, ale przede wszystkim liczę na to, że dzięki niemu pojawią się w niej młodzi zawodnicy. W Austrii wiele pracował z młodymi skoczkami i zna się na tym. Oczywiście to nie nastąpi z dnia na dzień. Na ten rozwój potrzeba trochę czasu, ale to przyjdzie. Co takiego zatem zrobili Niemcy i Austriacy, że tak odskoczyli światu tej zimy? - To też jest dla mnie wielka niespodzianka, że te dwa kraje tak zdominowały początek sezonu. Mają po trzech-czterech zawodników w "10". Ubiegłego sezonu Niemcy nie miały najlepszego, a do tego na inaugurację w Wiśle nie było żadnego zawodnika z tego kraju w "10". Wyciągnęli wnioski i odrobili lekcję. Prawdopodobnie obie te reprezentacje znacznie lepiej poradziły sobie ze zmianami sprzętowymi, jakie wprowadziła Międzynarodowa Federacja Narciarska. Wygląda na to, że Polacy mieli nieco większe kombinezony i teraz - po nowych pomiarach - nie mogą sobie z tym poradzić. Wciąż macie jednak bardzo dobrych skoczków, którzy dadzą radę i wrócą do czołówki. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Zamieszanie w Klingenthal. Dopatrzyli się błędu. Chodzi o Japończyka