Maciej Kot w jednym z piątkowych treningów wskoczył nawet do "10". Kwalifikacje do sobotniego konkursu dawały nadzieję na punkty Pucharu Świata. Stało się jednak inaczej. Znowu coś zawiodło i - jak to mówił Kot - najprawdopodobniej mental. W niedzielę z kolei jego kombinezon był zbyt obszerny. Pech Macieja Kota, dyskwalifikacja przed konkursem w Klingenthal. Reszta Polaków z awansem Skoki narciarskie. Maciej Kot nie ma pretensji. "To moja wina" Zakopiańczyk w niedzielnych kwalifikacjach nie oddał dobrego skoku, ale dawał mu on awans do konkursu. Tyle że długa wizyta w pomieszczeniu do kontroli wieszczyła problemy. I tak rzeczywiście było. Polak został zdyskwalifikowany. Co wykazała kontrola? - Miałem za duży kombinezon. Nie ma co wchodzić w szczegóły. Nie udało się poskakać, bo na dzisiaj był inny plan. Wydaje się, że dobry, ale nigdy się nie dowiemy, jak by to wyglądało. Kiedy szedłeś do kontroli, to była obawa? - Tak. Wiadomo, że zawsze wtedy, gdy kontroler zaprasza nas do siebie, to jest podejrzenie ze strony kontrolera, że coś jest nie tak. Christian Kathol obserwuje to, co dzieje się w telewizji. Patrzy, jak układa się kombinezon, kiedy zawodnik siedzi na belce. On to wszystko widzi. Nie jest zatem tak, że wcześniej zaznacza sobie zawodników do kontroli, choć rzeczywiście czasem to bywa losowa kontrola, tylko na bieżąco analizuje sytuację. Podejrzewam, że nie spodobało mu się ułożenie mojego kombinezonu. Taka wizyta u kontrolera zawsze jest obarczona stresem i ryzykiem. Nawet jeśli sprawdzimy kombinezon w hotelu i on jest dobry, to jednak jak przychodzą zawody, pojawia się stres i wtedy może zmienić obwód w pasie. I wtedy robi się problem. Długo trwała ta kontrola? - To prawda, ale też była bardzo szczegółowa. Wszystko było dokładnie sprawdzane. Jestem poszkodowany, bo zostałem zdyskwalifikowany, ale ta kontrola wygląda naprawdę dobrze. Nie można się przyczepić do pomiarów. Na pewno pod tym względem jest dużo lepiej niż w latach ubiegłych. Teraz trzeba wyciągnąć wnioski i sprawdzić kombinezon w miejscach, które nie spodobały się kontrolerowi. Z pokorą zatem przyjąłeś dyskwalifikację? - Tak. Czasami jest tak, że pomiar jest niedokładny. Tutaj nie było się do czego przyczepić. To była moja wina. Miałeś jedną bardzo dobrą serię treningową w piątek, ale gdyby podsumować cały weekend, to jesteś przegrany? - Podsumowując weekend, trzeba patrzeć na serie oceniane, a nie na treningowe. I ten mój występ był rzeczywiście poniżej oczekiwań. Oczywiście te serie treningowe są dla mnie jakimś pozytywem, ale wszyscy patrzą na to, co działo się w zawodach. Nawet kilka punktów w Pucharze Świata na początek startów dałoby więcej spokoju i pewności siebie na przyszłość. Liczysz na występ w Engelbergu? - Na razie na nic nie liczę. Teraz przeżywam w środku to, co się stało. Chciałem poskakać w niedzielę w zawodach. Po konkursach porozmawiam z trenerem i będę znał plan działania. W Klingenthal - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport Niemcy idą na rekord. Stefan Horngacher stworzył potwora