Nie ma chyba fana skoków narciarskich, który nie znałby Michaela Thomasa Edwardsa. Znany jako Eddie "Orzeł" Edwards, Brytyjczyk został pierwszym reprezentantem swojego kraju w tej dyscyplinie narciarskiej na igrzyskach olimpijskich. Początkowo trenował narciarstwo alpejskie, jednak szybko zdał sobie sprawę z tego, że znacznie łatwiej będzie mu zdobyć kwalifikację na imprezę czterolecia właśnie w skokach narciarskich. "Przyszło mi do głowy, że olimpijskie marzenie łatwiej będzie zrealizować w skokach. Taniej i konkurencja w kraju żadna. Pojechałem do pobliskiego Lake Placid, gdzie stało parę skoczni. Popatrzyłem, zapytałem, co i jak, pożyczyłem sprzęt, i próbowałem skakać" - wspominał niegdyś mediom. Był dużym talentem polskich skoków. Teraz osiągnął wielki sukces w innej dyscyplinie sportu Kontuzje go nie opuszczały. Mimo to osiągnął swój cel Warto jednak podkreślić, że Edwards nie był wcale wybitnym skoczkiem. Ba, wielu ekspertów i dziennikarzy do dziś uważa go za jednego z najgorszych zawodników w tej dyscyplinie. Brytyjczyk skakał w zbyt dużych butach i okularach korekcyjnych - wada wzroku nie pozwalała mu bowiem w tamtym czasie funkcjonować bez szkieł. Sukcesów na arenie międzynarodowej nie miał praktycznie żadnych, kontuzje natomiast zdarzały mu się regularnie. W przeciągu dwóch pierwszych lat spędzonych na skoczni dwukrotnie doznał pęknięcia czaszki. Później doszły jeszcze złamana szczęka, obojczyk, żebra. Mimo to "Orzeł" nie poddawał się i za każdym razem wracał na skocznię. Ważnym punktem w jego karierze były mistrzostwa świata w Oberstdorfie w 1987 roku. To właśnie podczas tej imprezy wywalczył on prawo startu na igrzyskach olimpijskich. I to mimo fatalnego wyniku - zajął bowiem wówczas dopiero 55. lokatę. Rok później podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Calgary Eddie Edwards na stałe zapisał się w historii brytyjskich sportów zimowych. Na skoczni dużej w pierwszej próbie uzyskał 71 metrów, a wynik ten był oficjalnym rekordem Wielkiej Brytanii aż do 2011 roku. Choć od medalu olimpijskiego był bardzo daleko, po powrocie do ojczyzny powitany został w iście królewskim stylu. Opowiedzieli historię Eddiego Edwardsa na dużym ekranie Eddie Edwards w historii skoków narciarskim zapisał się jeszcze w jednego powodu. To właśnie "dzięki" jego skokom Międzynarodowa Federacja Narciarska wprowadziła system kwalifikacji do zawodów. Działacze nie chcieli bowiem, aby słaby zawodnik był bardziej popularny i miał większy rozgłos od zawodników ze ścisłej czołówki. Historia brytyjskiego skoczka przypomina scenariusz naprawdę dobrego filmu. Nic więc dziwnego, że reżyserowie skorzystali z okazji i postanowili opowiedzieć o losach Eddiego Edwardsa właśnie w ten sposób. W 2016 roku swoją premierę miał film biograficzny "Eddie zwany Orłem" w reżyserii Dextera Fletchera, w którym w rolę Edwardsa wcielił się Taron Egerton.