Był najgorszym skoczkiem narciarskim w historii. Nakręcili o nim film
Historia Eddiego Edwardsa to prawdziwy dowód na to, że każde marzenie może się spełnić, jeśli tylko bardzo się tego pragnie. Choć swoimi skokami wcale nie zachwycał, Brytyjczyk ostatecznie pojechał na igrzyska i został bohaterem narodowym. Losy "Orła" poruszyły nawet gwiazdy światowego kina - w 2016 roku premierę miał film biograficzny "Eddie zwany Orłem", w którym opowiedziano o karierze brytyjskiego gwiazdora.

Nie ma chyba fana skoków narciarskich, który nie znałby Michaela Thomasa Edwardsa. Znany jako Eddie "Orzeł" Edwards, Brytyjczyk został pierwszym reprezentantem swojego kraju w tej dyscyplinie narciarskiej na igrzyskach olimpijskich. Początkowo trenował narciarstwo alpejskie, jednak szybko zdał sobie sprawę z tego, że znacznie łatwiej będzie mu zdobyć kwalifikację na imprezę czterolecia właśnie w skokach narciarskich.
"Przyszło mi do głowy, że olimpijskie marzenie łatwiej będzie zrealizować w skokach. Taniej i konkurencja w kraju żadna. Pojechałem do pobliskiego Lake Placid, gdzie stało parę skoczni. Popatrzyłem, zapytałem, co i jak, pożyczyłem sprzęt, i próbowałem skakać" - wspominał niegdyś mediom.
Kontuzje go nie opuszczały. Mimo to osiągnął swój cel
Warto jednak podkreślić, że Edwards nie był wcale wybitnym skoczkiem. Ba, wielu ekspertów i dziennikarzy do dziś uważa go za jednego z najgorszych zawodników w tej dyscyplinie. Brytyjczyk skakał w zbyt dużych butach i okularach korekcyjnych - wada wzroku nie pozwalała mu bowiem w tamtym czasie funkcjonować bez szkieł.
Sukcesów na arenie międzynarodowej nie miał praktycznie żadnych, kontuzje natomiast zdarzały mu się regularnie. W przeciągu dwóch pierwszych lat spędzonych na skoczni dwukrotnie doznał pęknięcia czaszki. Później doszły jeszcze złamana szczęka, obojczyk, żebra. Mimo to "Orzeł" nie poddawał się i za każdym razem wracał na skocznię.
Ważnym punktem w jego karierze były mistrzostwa świata w Oberstdorfie w 1987 roku. To właśnie podczas tej imprezy wywalczył on prawo startu na igrzyskach olimpijskich. I to mimo fatalnego wyniku - zajął bowiem wówczas dopiero 55. lokatę.

Rok później podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Calgary Eddie Edwards na stałe zapisał się w historii brytyjskich sportów zimowych. Na skoczni dużej w pierwszej próbie uzyskał 71 metrów, a wynik ten był oficjalnym rekordem Wielkiej Brytanii aż do 2011 roku. Choć od medalu olimpijskiego był bardzo daleko, po powrocie do ojczyzny powitany został w iście królewskim stylu.
Opowiedzieli historię Eddiego Edwardsa na dużym ekranie
Eddie Edwards w historii skoków narciarskim zapisał się jeszcze w jednego powodu. To właśnie "dzięki" jego skokom Międzynarodowa Federacja Narciarska wprowadziła system kwalifikacji do zawodów. Działacze nie chcieli bowiem, aby słaby zawodnik był bardziej popularny i miał większy rozgłos od zawodników ze ścisłej czołówki.
Historia brytyjskiego skoczka przypomina scenariusz naprawdę dobrego filmu. Nic więc dziwnego, że reżyserowie skorzystali z okazji i postanowili opowiedzieć o losach Eddiego Edwardsa właśnie w ten sposób. W 2016 roku swoją premierę miał film biograficzny "Eddie zwany Orłem" w reżyserii Dextera Fletchera, w którym w rolę Edwardsa wcielił się Taron Egerton.

