Słoweńcy zajęli drugie miejsce w sobotnim konkursie drużynowym w Zakopanem, w czym duża zasługa Anze Laniska, który indywidualnie uzyskał drugą notę, ustępując miejsca jedynie Janowi Hoerlowi. Następnego dnia Słoweniec potwierdził kapitalną dyspozycję i w pierwszej serii z 17. rozbiegu poszybował na 145 m, wylądował telemarkiem i objął prowadzenie. Jury błyskawicznie zareagowało na próbę brązowego medalisty mistrzostw świata z Oberstdorfu i obniżyło belkę do 16. Ta decyzja była jeszcze zrozumiała, ale już to, co wydarzyło się pod koniec pierwszej serii - nie. Delegat techniczny Jelko Gros postanowił bowiem obniżyć belkę do 15. I z tak obniżonego rozbiegu skakali czterej ostatni zawodnicy. To niejako "zabiło" widowisko, ponieważ stało się jasne, że żaden z nich nie zbliży się do wyniku Laniska. "Sposób, w jaki zarządzano belką na PŚ w Zakopanem, odbiera wszelką przyjemność ze śledzenia tej dyscypliny jako sportu. To była kompromitacja, bez uzasadnienia, bez wyczucia, bez logiki. FIS sabotuje własny produkt. Już 15 lat. Brakuje słów" - grzmiał obecny w studio TVP Sport dziennikarz Michał Chmielewski. Ojciec Stocha ujawnia kulisy pracy z Doleżalem. Jest zgrzyt, tego głośno się nie mówi Skoki narciarskie. Jelko Gros tłumaczy się po PŚ w Zakopanem W pierwszej serii żaden z rywali nie był w stanie odległościowo zbliżyć się do Laniska - drugą najlepszą odległość osiągnął Władimir Zografski, który skoczył 137,5 m. Również w drugiej serii nie byliśmy świadkami wielu dalekich lotów - Hoerl skoczył 140 m, późniejszy triumfator zawodów Daniel Tschofenig 139,5, a trzecią odległością rundy finałowej była ta osiągnięta przez Pawła Wąska i Stefana Krafta (137 m). Decyzje jury spotkały się z oburzeniem nie tylko dziennikarzy, ale też kibiców, którzy w mediach społecznościowych krytykowali ruchy Grosa. Sam zainteresowany w rozmowie ze Sport.pl postanowił wytłumaczyć, dlaczego w pierwszej serii obniżył belkę z 16. na 15. Na słowa Grosa dobitnie zareagował Jakub Balcerski ze Sport.pl. Zwrócił uwagę m.in. na sugestię Słoweńca, że skoczkowie nie powinni skakać w okolicy rekordu skoczni (147 m), ponieważ byłoby to niebezpieczne. "Dlaczego nie wierzy, że nawet tak daleki skok da się bezpiecznie ustać, skoro Lanisek, lądując dwa metry bliżej od rekordu skoczni, wykonał telemark? Przecież on się pojawił nawet w 2020 roku, gdy ten rekord - 147 metrów - ustanawiał Yukiya Sato!" - grzmiał dziennikarz. Skokom narciarskim grozi katastrofa. Austriak otwarcie bije na alarm. "Boję się"