Przed trzecim konkursem sprawa jest jasna. Liderem Turnieju Czterech Skoczni jest Norweg Halvor Egner Granerud, który ma 26,8 pkt. przewagi nad Dawidem Kubackim. Trzeci jest, ale już ze stratą ponad 40 pkt. Piotr Żyła. Wszystko zatem wskazuje, że walka o końcowy triumf w imprezie rozstrzygnie się właśnie między Granerudem a Kubackim. We wtorek nasz skoczek zatankował bak pewności do pełna. W kwalifikacjach oddał znakomity skok. W przeciwieństwie do Norwega. Różnica między nimi wynosiła 21,8 pkt. Tylko zatem w jednym skoku Kubacki niemal zniwelował całą stratę. 32-latek tonował też nastroje, podkreślając, że to były tylko kwalifikacje, a konkurs jest w środę, a zatem nowy dzień i nowe rozdanie. "Góra zagłady". Tu wielu faworytów grzebało swoje szanse W środę od rana nad Innsbruckiem góruje słońce. Jest ciepło, ale też pojawił się lekki wiatr z zachodu. Tak, jak zapowiadano. Na tę chwilę nie powinien on mieć wpływu na konkurs, choć na godzinę rozpoczęcia zawodów zapowiadane są mocniejsze podmuchy, które mają dochodzić nawet do 3-5 m/s. Wiatr może zatem tradycyjnie stać się dla zawodników wielką przeszkodą. Nie bez powodu nazywa się zatem Bergisel "górą zagłady". Tu wielu faworytów grzebało swoje szanse. Ciekawostką jest też fakt, że Granerud i Kubacki mogą skakać w zupełnie różnych warunkach. Polak będzie oddawał swoją próbę pod koniec pierwszej serii, która jest rozgrywana systemem KO. Norweg, który był 13. w kwalifikacjach, pojawi się na belce około 20 minut wcześniej. I to też może mieć znaczenie. Granerud ma przewagę nad drugim zawodnikiem, jakiej nie miał jeszcze nikt od 18 lat. Tyle że Kubacki pokazał, że na tym obiekcie wszystko jest możliwe. Teraz to on jest myśliwym, który będzie chciał dopaść zwierzynę. Z kolei Norweg po wtorkowych skokach mógł stracić wiele ze swojej pewności. Już raz był liderem na półmetku Turnieju Czterech Skoczni. To było przed dwoma laty, ale wówczas wszystko stracił właśnie Innsbrucku. To zatem może siedzieć w głowie Norwega. Cały turniej wygrał wtedy Kamil Stoch. Nasz trzykrotny mistrz olimpijski i trzykrotny triumfator TCS znowu skacze, jaki w najlepszych latach. Przed rokiem ze spuszczoną głową opuszczał Innsbruck. Przepadł w kwalifikacjach, które potem były zresztą powtórzone w Bischofshofen, bo odwołano konkurs na Bergisel. Kiedy jego koledzy skakali na skoczni im. Paula Ausserleitnera, Stoch już siedział w domu i przeżywał to, co się stało. Teraz jest w zupełnie innym nastroju. Krok po kroku zbliża się do światowej czołówki, a wtorkowy skok w kwalifikacjach był jednym z najlepszych w tym sezonie. Kto wie, być może nawet włączy się on do walki o zwycięstwo w zawodach. Na to czeka już dwa lata. Ostatni raz wygrywał w Titisee-Neustadt w styczniu 2021 roku. Jedno jest pewne, to co wydarzy się na Bergisel będzie miało wielkie znaczenie dla losów konkursu w Bischofshofen. W ostatnich dziesięciu latach tylko raz zdarzyło się, że lider po Innsbrucku nie wygrywał Turnieju Czterech Skoczni. To było w 2017 roku. Wówczas prowadzenie w imprezie objął Norweg Daniel Andre Tande, a na końcu triumfował Stoch. Z Innsbrucka - Tomasz Kalemba