Świetna dyspozycja niemieckich skoczków u progu nowego sezonu Pucharu Świata jest przedmiotem dyskusji i dociekań. W konkursach w fińskiej Ruce znakomitą większością okupowali miejsca w czołowej piątce zawodów. Dobrze zaprezentowali się także później, w Lillehammer. Na skoczni imponował zwłaszcza Andreas Wellinger, który dwa razy z rzędu stanął na drugim stopniu podium, zaraz za fenomenalnym Stefanem Kraftem. Wcześniej Halvor Egner Granerud, w rozmowie z NRK, zasygnalizował, że sztab szkoleniowy ze Stefanem Horngacherem na czele musiał wpaść na jakiś oryginalny pomysł. Świadczyć może o tym fakt, że wysokie wyniki osiąga właściwie cały zespół, nie tylko poszczególni zawodnicy. "Jeśli jest cała drużyna, która skacze znacznie lepiej od pozostałych, to głównie dlatego, że wymyśliła coś sprytnego" - mówił Norweg. Trzy grosze dorzucił też Daniel Andre Tande. "Coś wymyślili. Niemcy mieli krótki wyjazd do Lillehammer i wtedy nie wyglądało to tak dobrze, jak teraz. Przyznam to szczerze. Ciekawie byłoby dowiedzieć się, co takiego odkryli" - ocenił. Okazja do obserwacji i poczynienia następnych prób "rozpracowania" rywali już niebawem. Na weekend 9-10 grudnia zaplanowano zawody w Klingenthal. Oznacza to, że podopieczni Horngachera skakać będą "u siebie" i zyskają dodatkowy atut w postaci wsparcia własnej publiczności. To dodatkowa motywacja dla skoczków. Jednak nie każdy chętny będzie miał okazję zaprezentować się kibicom. Szkoleniowiec niemieckiego zespołu musiał podjąć trudną decyzję. Takiej afery jeszcze nie było, Dawid Kubacki nie zamierza milczeć. "Nie odbiło się na nas za fajnie" Marku Eisenbichler poza kadrą na Klingenthal. Horngacher zdradził powód Andreas Wellinger, Karl Geiger, Stephan Leyhe, Philipp Raimund, Martin Hamann i Pius Paschke - w takim składzie osobowym reprezentacja Niemiec przystąpi do konkursów w Klingenthal. W oczy rzuca się zwłaszcza trzecia z rzędu absencja Markusa Eisenbichlera. Odnotowują ją wszystkie niemieckie serwisy i dzienniki zajmujące się sportem. "Markus Eisenbichler nie wystąpi także w konkursach u siebie, w Klingenthal. Były mistrz świata nie był brany pod uwagę na trzecią rundę Pucharu Świata. To nie jest dla niego łatwy czas. 32-latek potrzebuje cierpliwości, dobrych występów w Pucharze Kontynentalnym, a także musi liczyć na słabsze występy skoczków, którzy są obecnie na czele" - czytamy na sportschau.de. O sprawie jest tak głośno, że o komentarz poproszono Stefana Horngachera. Ten w prosty sposób wyjaśnił, dlaczego nie zdecydował się na żadne zmiany w dobrze zawodników. Oto prawda o dyspozycji niemieckich skoczków? Dwie kluczowe informacje Tymczasem głos w sprawie dyspozycji niemieckich skoczków zabiera właśnie Martin Schmitt. I uchyla rąbka tajemnicy. Jego zdaniem sekret ich sukcesu tkwi w profesjonalnej i skutecznej analizie poprzedniego sezonu oraz w sprawnym dostosowaniu się do zmian w regulaminach FIS. "Niemiecki zespół bardzo, bardzo dobrze to wykorzystał i wdrożył. Indywidualnie znaleźliśmy świetne rozwiązanie dla nowych przepisów, tak aby baza techniczna i sekwencja techniczna skoku działały i mogły być przeprowadzone w taki sposób, aby ostatecznie oddać próbę na najwyższym poziomie" - ocenia dla sport.de. Jego zdaniem już wcześniej Niemcy nie ryzykowali z kombinezonami, tak jak na przykład Norwegowie, którzy "grali na limicie", więc teraz - w dobie użytkowania skanera 3D - jest im łatwiej przystosować się do nowych wymogów. Dostrzega coś jeszcze. "Wysokość buta została ograniczona, co oczywiście ma wpływ na środek ciężkości ciała w kierunku ruchu startowego. Niemiecka ekipa radzi sobie z tym bardzo dobrze. Nie osiągnęli bezwzględnego limitu w tym obszarze przed rozporządzeniami, dlatego mają pewną swobodę i nie muszą interweniować tak ostro" - podsumowuje Schmitt. Gorąco wokół Kamila Stocha. Jest kapitalna wiadomość