Armagedon pogodowy podczas Pucharu Świata. Skakanie odwołane
Gdy skakanie przenosi się do fińskiego Kussamo, wiadomo jest, że organizatorzy będą mieli przed sobą twardy orzech do zgryzienia, który zawsze wiąże się z niesforną pogodą. Nie inaczej, jest także w tym roku. Pierwsze skoki zaplanowano na piątek, gdy miały odbyć się treningi oraz kwalifikacje. Tradycyjne odkładanie decyzji trwało długo, ale w końcu uznano, że nie ma szans na skakanie i kwalifikacje odwołano.
Reprezentanci Polski w skokach narciarskich pierwszy weekend w tym sezonie Pucharu Świata zapamiętają pewnie ze sporym rozczarowaniem. Choć, było kilka dobrych prób, szczególnie w wykonaniu Pawła Wąska, to Biało-Czerwoni nie spełnili oczekiwań swoich oraz kibiców. Wyniki, które udało się osiągnąć w Lillehammer, były jednak delikatnie lepsze, niż to, co udało się Polakom zrobić rok wcześniej podczas inauguracji sezonu.
Inaczej o skokach mówią także sami zawodnicy, którzy przed rokiem zdawali się być kompletnie pogubieni, a wyjeżdżając z Norwegii słyszeliśmy o perspektywie lepszych skoków w najbliższym czasie. Szczególnie słowa Kamila Stocha odbiły się szerokim echem. - Naprawdę dobre skoki są we mnie - stwierdził Stoch, wyjeżdżając z Lillehammer, widząc szanse powrotu do dobrych skoków w najbliższych kilku tygodniach rywalizacji.
Kwalifikacje odwołane. Nie było innego wyjścia
Pierwszy test tych wszystkich zapowiedzi miał odbyć się w piątek 29 listopada. Na ten dzień zaplanowano zarówno serie treningowe, jak i kwalifikacje. Od początku było jasne, że o skakanie w Kussamo będzie bardzo trudno. Prognoza pogody zapowiadała bowiem, że wiatr nie da skoczkom żyć, a właściwie skakać.
Pierwsze decyzje zapadły o 13:30, a więc na nieco ponad godzinę przed planowanym rozpoczęciem treningów. Wówczas jury przekazało, że czekamy i kilka kolejnych komunikatów mówiło dokładnie o tym samym, aż do 16:10.
Wówczas organizatorzy przekazali, że skakanie w piątek zostało odwołane i zarówno treningi, jak i kwalifikacje się nie odbędą. W uzasadnieniu jury powołuje się na wiatr, który sięga w porywach nawet siedmiu metrów na sekundę i nie widać szansy na poprawę warunków.