Artur Gac, Interia: Dzisiaj nie wypada rozpocząć rozmowy inaczej niż od tego, jak z pana zdrowiem? Stosuje się pan do wszelkich rygorów i ograniczeń? Apoloniusz Tajner, prezes PZN: - Dziękuję. Muszę powiedzieć, że stosuję się bardzo ściśle. Właściwie od 14 marca praktycznie nie wychodzę z mieszkania, poza krótkimi spacerami, wtedy gdy można i jest bezpiecznie. W takim razie nałożył pan sobie konkretny rygor. - To prawda. Ale to też dlatego, że dla nas, dla Polskiego Związku Narciarskiego, to taki czas, że wszystko w zasadzie układa się na papierze, więc da się pracować na odległość. Można powiedzieć, że z naszego punktu widzenia moment, w którym się to wszystko stało, jest dość szczęśliwy, bo jesteśmy po końcu sezonu. A miesiąc kwiecień zawsze mamy bardziej organizacyjny, nazwijmy to "papierkowy". Wprawdzie dużo jest różnego rodzaju ustaleń, ale można to robić zdalnie, z domu. Tak że nasza księgowość częściowo pracuje zdalnie, my także pracujemy z domów i układamy wszystko to, co ma być gotowe do rozpoczęcia przygotowań do kolejnego sezonu. Jakie najtrudniejsze decyzje w tych ostatnich tygodniach, w trybie zdalnym, musiał pan podjąć? - My jesteśmy, że tak powiem, już na etapie końcowym. Jednak zawsze ta układanka, czy reorganizacja kadr, bo niektóre osoby odchodzą, zaś inne przychodzą, po każdym sezonie wymaga uwagi. Teraz jest tak samo. Do tego doszła sytuacja związana z pandemią koronawirusa, co jednak jest już inną rzeczą. Najważniejsze było wstępne poukładanie, żeby zawodnicy, będąc w kontakcie ze swoimi trenerami wiedzieli, co mają robić i jak to wykonać w warunkach, w jakich wszyscy się znaleźliśmy. Najprościej było ze skokami, bo powstał dość dokładny plan, założony przez nasze wszystkie kadry. A realizować trening, na tym etapie przygotowań, można w zasadzie w garażu lub w innym pomieszczeniu i w taki sposób zawodnicy rzeczywiście wykonywali kolejne jednostki. Mogę powiedzieć, że w tej chwili chyba najmniejsze straty treningowe mamy właśnie w skokach. Co innego w konkurencjach wytrzymałościowych? - Zdecydowanie. Wszędzie tam, gdzie do budowania formy jednak trzeba biegać w terenie, obowiązujące zakazy przez pewien czas zahamowały zawodników w domu. Temu nie można było zaradzić. Pozostawał inny trening, przy domu, o charakterze wytrzymałościowo-siłowym. Takie zalecenie otrzymali wszyscy zawodnicy. W ostatnich dniach mnóstwo niepokoju zasiały słowa pana prawej ręki, Adama Małysza. Dyrektor w Polski Związku Narciarskim w rozmowie z TVP Sport powiedział wprost, że związek nie posiada rezerw pieniężnych. Te słowa, w obliczu recesji i możliwych cięć w finansowanie sportu, wybrzmiały wręcz dramatycznie. Jest aż tak źle? - Tutaj jednak muszę powiedzieć, że Adam nie jest do końca zorientowany w całościowych sprawach, dotyczących związku, ponieważ działa na wąskim odcinku skoków i kombinacji norweskiej. Dlatego to, co Adam uważa za pewnik, że mamy jakieś problemy, muszę zdementować. Ja czytałem te wypowiedzi Adama, których on ze mną nie konsultował. To są jego, powiedzmy, przemyślenia lub wiedza, ale jego w związku nie ma. On tych spraw po prostu nie zna. Mogę z tego miejsca uspokoić, że sytuacja na pewno nie wygląda źle. A zatem jak wygląda? - Nie wygląda też dobrze, ale tylko w kontekście takim, że nie wiemy, co nas czeka. Na pewno nie zaś w takim, że mamy jakieś zagrożenie. Z Ministerstwa Sportu mamy już pewną informację, że środki budżetowe na fundusz rozwoju kultury fizycznej, które zostały przyznane dla kadry olimpijskiej i na kadry młodzieżowe, nadal obowiązują, a umowy są podpisane. Jedyna informacja z ministerstwa jest taka, że do 31 maja zawieszone jest korzystanie z tych pieniędzy, jeżeli chodzi o organizację zgrupowań i wyjazdów. To zresztą jest w pełni zrozumiałe, a decyzja została podjęta jakieś trzy tygodnie temu. Okazuje się, że jest słuszna, bo nikt nie będzie teraz ryzykował zgrupowań w miejscach, gdzie można się natknąć na epidemię koronawirusa. Po prostu w tym momencie jest to jeszcze niemożliwe. Jeśli chodzi o finanse z ministerstwa, to tylko te wydatki, które są związane z wynagrodzeniami sztabów szkoleniowych i stypendiami dla zawodników, zostały uwzględnione na kwiecień i maj. Natomiast wszystkie zgrupowania skasowane, a środki przesunięte na dalszą część sezonu. Wobec tego ja patrzę na sytuację odwrotnie, a mianowicie do tej pory zawsze korzystaliśmy z dofinansowania ministerstwa, bo w październiku, listopadzie oraz grudniu brakowało nam pieniędzy. Teraz widzę to tak, że nie wykorzystując ich w kwietniu i maju prawdopodobnie po raz pierwszy nie będziemy musieli korzystać z dofinansowania z ministerstwa w ostatnim kwartale, o które w tym roku zresztą może być nawet trudniej. A jak ze sponsorami? Nie wykonują pierwszych kroków, bolesnych z punktu widzenia związku? - W tej chwili mam informacje, że nasze umowy są bezpieczne i będą respektowane. Jednak tu na pewno wisi jakieś zagrożenie, bo naszymi sponsorami są też spółki Skarbu Państwa. Dlatego tu nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. To zmusza nas do tego, by jakoś zabezpieczyć się i mamy kilka miesięcy, by przygotować się na ewentualność takiej sytuacji, która spowodowałaby kłopoty nie tylko w naszym związku, ale też w wielu innych. - Natomiast wszystkie te umowy, których nie przedłużyliśmy lub rozwiązaliśmy, są związane ze zmianami strukturalnymi, które następują po każdym sezonie. Zawsze tak jest, że dochodzi do około dziesięciu takich zmian. Chcę podkreślić, że nie są to ruchy związane ze skutkami pandemii, tylko procesem szkoleniowym, weryfikowaniem pewnych trenerów lub grup szkoleniowych, czy koncepcji szkoleniowych. Na końcu zawsze, o pracy i pozycji trenera, decydują wyniki sportowe. Jeżeli coś przez dłuższy okres szwankuje, wtedy dochodzi do korekt, co jest całkiem normalną sytuacją. Nie ma w tej chwili przesłanek, by twierdzić, że mamy jakieś kłopoty. W takim razie jak wygląda sytuacja finansowa? - Na pewno nie jesteśmy przedsiębiorstwem, czyli nie jesteśmy nastawieni na zyski, bo to nie jest istotą działalności polskich związków sportowych. Zarabiamy pieniądze i wydajemy je na naszą działalność statutową. Innymi słowy nie generujemy zysków, bo nie to jest istotą naszego funkcjonowania. Czyli w pełni pan uspokaja, że nie ma miejsca taka sytuacja, która w niedługiej perspektywie mogłaby doprowadzić do katastrofy i, jak mówi w rzeczonym wywiadzie Małysz, w konsekwencji nawet spowodować powrót do realiów z lat 80. i 90.? - Nie, nie, nie. Tu na razie nie ma nawet takich przesłanek, ani sygnałów. Dlatego powiedziałbym, że to była raczej prywatna opinia Adama. Ewentualnie jego intencją mogło być to, aby pokazać, że takie zagrożenie może być. I ja to też potwierdzę, że takie może być, ale jak na razie go nie ma. A wszystkie te zmiany, które zaszły, nie wynikają z pandemii, tylko są zmianami naturalnymi, przygotowywanymi przez nas jeszcze zanim zaczęło się mówić o koronawirusie. Na przykład wiedzieliśmy, że pracę z kadrą kończy trener Aleksander Wierietielny, w związku z czym już wcześniej zastanawialiśmy się, jak to wszystko poukładać. Wiedzieliśmy także, że pewne ruchy reorganizacyjne w samych skokach będzie robił sam Adam, w porozumienia z Michalem Doleżalem i sztabem trenera. Zresztą już niedługo sam Adam ogłosi decyzje, bądź w tej sprawie ukaże się komunikat na naszej stronie. Poświęciliśmy na to dość dużo czasu, kontaktując się telefonicznie oraz mailowo, ale te tematy również były już wcześniej przygotowywane. Teraz tylko je układamy. Czy rola Adama Małysza, związana z zapowiadanym ogłoszeniem kadr na najbliższy sezon, jeszcze bardziej poszerza kompetencje dyrektora? A może w perspektywie całego sezonu ma nastąpić swoiste przesunięcie obowiązków i Adam stanie się kimś w rodzaju współpartnera Doleżala w kadrze A? - Takiego przesunięcia w tej chwili nie planujemy. Natomiast Adam wykonuje dokładnie swoje zadanie, które jest w zakresie jego obowiązków. On ma bardzo dobre czucie, nie sięga za daleko i zbyt głęboko. Z kolei sprawy szkoleniowe należą już typowo do trenera Doleżala i jego sztabu szkoleniowego. On może z Adamem coś konsultować, przy czym Adam zachowuje się bardzo stosownie. Nie wtrąca się do szkolenia, bo to należy do trenera głównego. Tu jego rola jest jasno określona. Natomiast w sprawach organizacyjnych rola Adama jest z kolei zasadnicza. Czyli de facto to Adam Małysz podejmie decyzję, którzy skoczkowie będą przynależeli do określonej kadry? - To też nie tak, dlatego że ja w tej sprawie czekam na informacje od Adama, a on na informacje od sztabu szkoleniowego, czyli od Doleżala. Jest to wszystko uzgadniane, ale nie mogę powiedzieć, że Adam coś narzuca, podobnie jak nie do końca moją rolą jest wtrącanie się w te sprawy, natomiast wszystko jest ze mną konsultowane. I jeśli mam jakieś wątpliwości, wtedy proszę o wyjaśnienia. I Adam te wyjaśnienia, w sprawach organizacyjnych, gdy coś układamy, uzyskuje od Doleżala, dając odpowiedź mnie i sekretarzowi generalnemu. Wszyscy jesteśmy w bardzo ścisłym kontakcie, więc nie jest tak, że Adam robi to wszystko sam, bo działamy wspólnie, odbywając konsultacje, po czym Adam przenosi to na grunt grupy. Żeby nie było zbędnego zamieszania, ja i sekretarz generalny aż tak daleko nie sięgamy. Teraz mamy nową koncepcję, którą Adam wkrótce przedstawi, a powstała ona w pełnym uzgodnieniu. Uchyli pan rąbka tajemnicy? - Na razie nie opowiem o szczegółach. Proszę zatem powiedzieć, czy w tej koncepcji chodzi o kwestie personalne, czy bardziej strukturalne? - Odpowiem tak: dość zasadnicze strukturalno-organizacyjne. Staną się one oficjalne dopiero, gdy zatwierdzi je zarząd. A ten organizujemy też w sposób zdalny. Wobec tego w jakim terminie odbędzie się zarząd i kiedy stosowny komunikat będzie mógł iść w świat? - Właściwie wszystko już mamy ustalone. Potrzebujemy tylko przenieść to na papier i poinformować ministerstwo, które zresztą też wie, w jakich kierunkach pracujemy. Jednak chcemy, by po dopięciu tego, pierwsza akceptacja była ze strony ministerstwa, po czym natychmiast będziemy podawać do publicznej wiadomości. Myślę, że potrzebujemy około tygodnia czasu. Rozmawiał Artur Gac