Waldemar Stelmach, Interia: Panie prezesie, jak udało się przekonać Międzynarodową Federację Narciarską do powierzenia Polsce, a konkretnie Wiśle prawa organizacji inauguracji Pucharu Świata i to już w listopadzie? - Udało się, bo to był jeden z czterech wariantów, jakie mieliśmy przygotowane. Myśleliśmy o dwudniowym Pucharze Świata w styczniu. W Wiśle oczywiście, bo Zakopane jest absolutnie niezagrożone. Był też pomysł, żeby zmieścić się z terminem w grudniu, ale to okazało się niemożliwe. - I mieliśmy też ten wariant zapasowy, do którego przygotowywaliśmy się prawie rok. Wariant, polegający na tym, że skocznia w Wiśle zostanie wyposażona w tor lodowy. Mamy umowę z polską firmą Supersnow, która dysponuje urządzeniami do produkcji tak zwanego suchego śniegu i jest w stanie ten śnieg wyprodukować także w temperaturach dodatnich. Troszeczkę może zaryzykowaliśmy, ale to jest uzasadnione ryzyko. Myślę, że sobie z nim poradzimy. - Rozmawiamy z dyrektorem Walterem Hoferem o tym, żeby, jeśli nam to wszystko w tym roku wyjdzie, konkursy w Wiśle przenieść na październik i zrobić prolog na miesiąc przed właściwym Pucharem Świata (tak jak w narciarstwie alpejskim w Soelden). FIS też szuka różnych rozwiązań dla urozmaicenia skoków narciarskich. To jest jeden z takich dość dobrych pomysłów i idziemy w dobrym kierunku. Po sezonie w sportach zimowych nastąpiło wiele zmian, wśród trenerów, koordynatorów... Wymusił i przyspieszył je sezon olimpijski, czy były już koniecznością? - Nie, sezon olimpijski nie ma nic do tego. Bardzo uważnie podejmujemy takie decyzje. To nie jest tak, że w roku olimpijskim w jakiejś ważnej dyscyplinie nagle zmieniamy trenera. Czasem jest to konieczne i jawi się jako lepsze rozwiązanie. - Na przykład w kadrze B skoczków zrobiliśmy zmianę. Przyszedł trener Radek Żidek, bo do tej grupy był konieczny trener z zewnątrz. Funkcjonuje to dobrze. Poszerzyliśmy grupę dziewcząt, jest pięć skoczkiń. Czy nie należałoby już przymierzyć się do przedłużenia umowy z trenerem Stefanem Horngacherem, która obowiązuje jeszcze tylko w najbliższym sezonie? - To nie stanowi żadnego problemu. Tak rzeczywiście zapisaliśmy w umowie, ale prawdopodobnie ją przedłużymy i to będzie obopólne nasze życzenie. Nie ma tutaj zagrożenia. Horngacher nigdzie od nas nie ucieknie. To w ogóle nie wchodzi w grę. Chyba, żeby pojawiłyby się okoliczności, które by spowodowały, że taka zmiana musiałaby być. - Horngacher angażuje całego siebie, angażuje do pracy cały zespół, gania wszystkich od rana do wieczora. To jest profesjonalizm, chce osiągnąć sukces i potwierdzić ten sukces, który już osiągnął w Lahti. Nasze interesy są spójne, atmosfera jest bardzo dobra. Oprócz skoków stawiamy też na kombinację norweską? - Tu nastąpiła ważna zmiana, przyszedł niemiecki trener Danny Winkelmann. Potencjał Adama Cieślara czy Pawła Słowioka może być nieobliczalny, jeśli poprawi się część skokową. Widzimy, że to był właściwy krok, bo ta grupa już zaskoczyła i łapie właściwy rytm przygotowań. Zmiany w części skokowej kombinacji zachodzą błyskawicznie, ale i w biegach postawienie na technikę przez Winkelmanna powoduje znaczną poprawę. Jest na czym budować? - Tak. Winkelmann nam w tym pomoże, bo pracował przez siedem lat w grupach młodzieżowych w Niemczech i jest zainteresowany wprowadzeniem tamtejszego systemu również u nas, czyli nie skupianiem się tylko na najlepszych, ale i budowaniem kombinacji norweskiej w Polsce. Widzi tę swoją pracę na kilka lat, co nas cieszy, bo potrzebujemy takiego zewnątrznego impulsu. Mamy już zespół ludzi, którzy dalej się tym zajmie. Rozmawiał Waldemar Stelmach