Turniej Sylwestrowy pań przeprowadzany jest drugi raz w historii. Po raz pierwszy obowiązują takie same zasady, jakie znamy z rywalizacji mężczyzn. Impreza organizowana w Austrii i Słowenii to odpowiednik męskiego Turnieju Czterech Skoczni. Główną nagrodą jest Złota Sowa. Po startach w Villach skoczkinie przeniosły się do słoweńskiego Ljubna, gdzie zaplanowano dwa konkursy. W kwalifikacjach do pierwszego z nich zarówno Nicole Konderla jak i Paulina Cieślar zdołały wywalczyć awans i mogliśmy oglądać je w głównych zawodach. Cieślar skakała w parze ze zwyciężczynią kwalifikacji Alexandrą Loutitt. Nasza zawodniczka skoczyła tylko 75,5 metra i nie miała większych szans w rywalizacji z Kanadyjką, która wylądowała aż o 12,5 metra dalej. Polka ostatecznie została sklasyfikowana na 49. pozycji. Znacznie lepiej poszło Konderli. Co prawda nasza bardziej doświadczona skoczkini osiągnęła 86,5 metra, ale jej rywalka Sina Arnet skoczyła piec metrów bliżej i to naszą zawodniczkę mogliśmy oglądać w drugiej serii. Liderką na półmetku, po skoku na odległość 91,5 metra, była Norweżka Anna Stroem, która wyprzedzała Austriaczkę Evę Pinkelnig i Słowenkę Emę Klimec. W swojej drugiej próbie Konderla skoczyła tylko 80 metrów i zakończyła konkurs na 29. pozycji. Mimo to może być z siebie zadowolona, bo kolejny konkurs Pucharu Świata kończy w czołowej "30". O sporym pechu może mówić Loutitt, która po skoku na odległość 90,5 metra zaliczyła groźne wyglądający upadek, upadając twarzą na zeskok. Jednak na szczęście Kanadyjka szybko się pozbierała i zeszła z rozbiegu o własnych siłach, choć szanse na dobre miejsce przepadły. Bardzo ciekawie ułożyła się walka o czołowe lokaty. Kapitalną próbę oddała Pinkelnig, która skoczyła 93,5 metra i była bardzo bliska odniesienia trzeciego kolejnego zwycięstwa. Jednak Stroem, choć wylądowała trzy metry bliżej, to jednak ostatecznie miała o 0,9 pkt. wyższą notę i przerwała znakomitą serie Austriaczki, odnosząc cenne zwycięstwo. Liderką cyklu pozostała Eva Pinkelnig.