Ostatnimi zawodami z udziałem Gąsienicy, który przygodę z narciarstwem rozpoczynał od kombinacji norweskiej, były mistrzostwa Polski seniorów w skokach narciarskich rozgrywane końcem marca 2016 r. w Wiśle. - Wówczas oddałem ostatnie skoki - podkreśla sportowiec, wychowanek WKS Zakopane, a w późniejszych latach zawodnik TS Wisła Zakopane. Gąsienica aktualnie jest trenerem klubu LKS Poroniec Poronin, prowadzi dzieci w wieku od 8 do 15 lat w skokach i kombinacji norweskiej, lecz sam zmienił profesję na kulturystykę. Kibice mogą przecierać oczy ze zdziwienia, bo to niespotykana historia, by wychudzony do granic skoczek narciarskich nagle przerzucił się na dyscyplinę, w której naprzemiennie celem jest robienie masy i redukcja. Z punktu widzenia Gąsienicy to nie było nic spektakularnego, bo sportowiec interesował się tą dyscypliną od wczesnego dzieciństwa. Co sprawiło, że ponad rok temu podjął tak radykalną decyzję? - Wiemy, jak wygląda sytuacja w Polsce. Otóż będąc zawodnikiem poza kadrą ciężko jest przygotować się na zawody międzynarodowe. W końcu zabrakło mi też funduszy, żeby inwestować swoje pieniądze, dlatego postanowiłem zrezygnować i podjąć się czegoś innego - tłumaczy zawodnik i trener. Sportowiec miał też na względzie obecny poziom prezentowany przez kadrę A pod wodzą trenera Stefana Horngachera. Na chłodno ocenił, że nieobecność w reprezentacji oraz grupie szkoleniowej praktycznie nie dawała mu szans, by zbliżyć się do poziomu elity. Myśląc o przyszłości, ten argument również wziął pod uwagę. Niewykluczone, że zabrakło słów mobilizacji od osób z największym autorytetem w polskich skokach. Ewentualna opinia, że zawodnik ma "papiery" do skakania, być może dałaby mu impuls do jeszcze cięższej pracy i wiarę, że nie wszystko stracone. - Właśnie od nich takich słów nie usłyszałem. Z kolei od niektórych działaczy oraz moich pierwszych trenerów słyszałem, że miałem nawet większy talent od Jaśka Ziobry, ale moja kariera potoczyła się tak, a nie inaczej. Niczego nie żałuję - zapewnia Gąsienica. Skoczkiem narciarskim został w momencie, gdy w grupie kombinatorów norweskich przestała panować dobra atmosfera. Debiut napawał optymizmem, bo w pierwszym roku startów zajął 11. miejsce w mistrzostwach Polski seniorów. To był konkurs świąteczny w Wiśle rozgrywany w grudniu 2015 r. W kolejnym sezonie przyszło osłabienie, w czym sportowiec upatruje dużo swojej winy. Własne ambicje plus oczekiwania działaczy sprawiły, że nie był w stanie podołać oczekiwaniom. - Przez to moja głowa zaczęła źle pracować - tłumaczy Gąsienica, który w ostatnim roku zaczął współpracować z byłym skoczkiem Wojciechem Skupniem, ale za zwyżką parametrów siły nie poszła technika. Nadzieję na poprawę mankamentów i danie sobie ostatniej szansy stracił, gdy nie udało mu się znaleźć sponsora. Dzisiaj Gąsienica posturą w ogóle nie przypomina skoczka. Gdy skakał na nartach ważył 60 kg, a obecnie jego waga wskazuje około 80 kg. Do osiągnięcia zamierzonego efektu jeszcze trochę mu brakuje. - Celem jest waga w granicach 85-86 kg, a później przyjdzie czas na redukcję, bo na zawodach będę występował w kat. do 78 kg - wyjaśnia kulturysta. Aktualnie "wyrzeźbiony" zawodnik przygotowuje się do debiutu, którym będzie start w przyszłorocznych mistrzostwach Polski federacji NAC. Stawka będzie duża, bo zawody będą eliminacjami do mistrzostw świata, a awans zapewni sobie tylko zwycięzca. - Zawsze mówiłem kolegom, że jeśli nie wyjdzie mi w kombinacji lub w skokach, to chciałbym spróbować sił w kulturystyce. Niektórzy się śmieją, ale to jeszcze bardziej motywujące, że mogę im coś udowodnić - zapewnia Gąsienica. Artur Gac Obserwuj autora na Twitterze